Jestem kawomanką, kawoholiczką, czy jak tam kto to zwie.
Kawę lubię i to nie tylko pić. Kofeina ma wiele zalet. Podnosi moje zaspane powieki z rana, nie pozwala paść na nos gdy za długo jestem na chodzie w ciągu doby ale i dba o gładkość mojej skóry.
W peelingu kawowym zakochałam się lata temu. Bo taki minimalistyczny jeżeli chodzi o dodatki, całkowicie naturalny, pachnie niebiańsko ( jak dla mnie) no, a po natarciu się kawą pupa i reszta ciała ma gładkość skórki niemowlaka.
Kto nie spróbował nie wie co traci.
Wiem jestem na tym punkcie lekko walnięta, ale kawowa skóra, mniam i ach, i och !
Jest jeszcze jedna zaleta tego super kosmetyku znanego od pokoleń: cena minimalna, efekt maksymalny.
Po co płacić za taki sam peeling w gabinecie?
Nie wiem, może dla poprawienia nastroju, że dba się o siebie w gabinecie, profesjonalnie.
Gdy robię to w domu mam pewność, że wszystko jest naturalne i nikt tego nie podrasował żadną chemią.
Tak, to dla mnie ważne.
Ostatnio robię przegląd ciała i ducha.
Zdecydowałam się na detoks. Nie, nie jakaś tam super dieta ale po prostu przez pewien czas chcę mieć minimum sztuczności w jedzeniu.
Surowo o ile to możliwe, naturalnie wyhodowane, nie przetworzone, maksymalnie wegańskie.
Do tego ruch bo z kondycją u mnie tak, że…..wstyd się przyznać !
Właściwie to jej brak. Zaginęła w ciągu ostatnich miesięcy.
Rowerek treningowy zagracił pokój ale nie odważyłabym się w tym stanie iść na siłownie. Padłabym po 10 minutach… Na razie poty wyciskam w domu.
No i poszłam w wątek poboczny.
Wracam do kawy.
Kofeina jest w prawie wszystkich kosmetykach antycellulitowych. Ujędrnia, wygładza.
Po co mi coś co zawiera śladowe ilości kofeiny skoro mogę mieć maksymalną dawkę?
Wystarczą 3-4 kopiaste łyżki mielonej kawy.
Nie kombinuję z nią za dużo, po prostu zalewam wrzątkiem tak by fusy się przykryły i było z 1cm wody więcej.
Zostawiam je by całość się zaparzyła. Różnie, czasem na 30 minut a czasem robię rano, a wykorzystuje wieczorem.
W zależności od tego czy chcę mocnego szorowania, średniego czy normalnego, tuż przed użyciem dodaję odpowiednio po łyżce lub dwie grubszej soli ( mocne), cukru brązowego ( średnie) lub zostawiam samą kawę (normalne).
Dalej już tylko szorowanie skóry.
Niespieszne, bo to ma być przyjemność.
Na koniec letni szybki prysznic (sama woda) i gotowe.
Mam dosyć suchą skórę więc smaruję się jakimś balsamem, olejkiem lub masłem o zapachu pasującym do kawy. Dla mnie to najczęściej jest kakao, kokos, wanilia.
Wiem, że można dodać cynamon dla wzmocnienia efektu ale ja robię to tylko w zimie, w okolicach świąt. Taki cynamonowo – kardamonowy peeling kawowy z piernikową nutą jest wtedy na czasie.
Teraz jednak idzie wiosna więc zostanę przy klasycznej czarnej kawie.
Brak komentarzy