Listopad zaczyna się dla większości ludzi w Polsce wizytą na cmentarzu. Zakorkowane ulice dojazdowe, niemożność zaparkowania blisko cmentarza, siatki pełne zniczy, donice i wieńce pełne kwiatów targane na groby. Gdy tłum się przewali już między grobami, a znicze wypalą zostanie cisza. Spokój miejsca osiągany przez zapomnienie.
Gdy listopadowe cmentarze opuści już świąteczny zgiełk, pełny szumu i szeleszczących reklamówek, w których obijają się o siebie, zamknięte w plastikowe i szklane klatki świece, lubię wybrać się na kilka kwadransów podumania na miejsce, w którym każdy z nas, chodzących po tej ziemi, zagonionych, zestresowanych ludzi kiedyś znajdzie swoje małe lokum.
Stare rozwalające się pomniki i grobowce, czasem zaskakują swym poważnym pięknem, śladem, że po stu latach ktoś pamięta, bo kwiat, bo znicz, bo wstążka. Niestety, zwykle po kilkudziesięciu latach porasta rzeźby mech zapomnienia, wszędobylski bluszcz oplecie. Bywa też tak, że czasem pomnik aż razi świeżością kamienia. Nie znaczy to jednak, że ktoś pamięta o człowieku który w tym miejscu spoczywa. To po prostu decyzja konserwatora, zabytek. Chodzi o rzeźbę nie o pamięć.
Są takie kamienne twarze, które wryły mi się w pamięć.
Jak ta kobieta. Kim ona była?
Czy lubiła się śmiać?
Jakich perfum używała?
W co inwestowała swoje siły, co było dla niej ważne?
A on, czy lubił operę?
A może wolał piwo i pokera?
Dwadzieścia kilka lat temu zmarła pewna nastolatka.
Rodzina wyjechała zagranicę, przyjaciele dorośli i rozjechali się po świecie.
Pewnego pierwszego listopada, ktoś sobie przypomniał o niej. Był na cmentarzu. Szukał grobu, krążył wkoło drzewa, pod którym stało serce z kamienia, na którym wygrawerowano delikatnie, z miłością jej twarz.
Nie było go.
Nie ma grobu z przyczyny prozaicznej. Rodzina spóźniła się z opłatą, starzy przyjaciele nie sądzili, że rodzina zapomni.
Iza nie ma grobu, ale wciąż są ludzie, którzy ją pamiętają. Mają teraz lekkiego kaca, że zapomnieli, że nie ma gdzie postawić świeczki ale…paradoksalnie, to zdarzenie obudziło wspomnienia.
Zmusiło też do refleksji: inwestować w ludzi, którzy będą pamiętali, a nie w cud pomniki, o które zatroszczy się konserwator kiedyś, lub złodziej niebawem.
Świeczka nie jest potrzebna.
Ja tam wolałabym, by mnie wspomnieli pijąc kawę na krakowskim Kazimierzu, czy włócząc się po Pieninach koło Macelaka, niż podziwiając kamiennego anioła na moim grobie.
2 komentarze
Nie wiem co napisać.
Też bym wolał być wspominany spontanicznie w luźnych
rozmowach. W ogóle nie chcę być zakopany i leżeć na
cmentarzu. Brrr, ja bym chciał żeby mnie spalono a
moją czaszkę z wyrytymi na czole inicjałami wlano
w jakąś żywicę i wystrzelono w kosmos 😀