Owoc opuncji to moja słabość.
Taka kolczasta miłość od pierwszego spróbowania.
Te niepozorne nakrapiane owoce zawierają miąższ, którego delikatny smak mnie oczarował.
Niestety by się dobrać do zawartości trzeba pokonać skórzastą skórkę zaopatrzoną w tajną broń.
Nie widać ich ale są tam!
Mikro kolce wbijają się w dłonie i niestety jest to bardzo nieprzyjemne.
Dobrze jest użyć kilku warstw ręcznika papierowego by przytrzymać opuncję i nie nadziać się na te kłujące maluchy.
Wiem o tym, a i tak zwykle coś tam dotknę, któryś przełożę i już mam kolce w paluchach powbijane.
Zwykle obiecuję sobie, że to był ostatni raz gdy tego kaktusa zachciało mi się jeść.
No i…
Kupuję je jak tylko zobaczę na straganie.
Opuncja poza kolcami ma jeszcze jedną pułapkę.
Są nią drobne pestki.
Takie małe twarde kamyczki irytujące podczas jedzenia obranego owocu.
Mam na nie sposób.
Przekrojoną opuncję wydrążę i na sitko.
Przecieram i gotowe.
Pestki zostają na sitku, a w kubeczku pyszny przetarty kaktus.
Taki sosik to gotowy dodatek do jogurtu, lodów, ciast, do białej lub zielonej herbaty.
Czarna herbata ma zbyt dominujący smak. Nie pasuje do opuncji.
Kto lubi pić klarowną herbatę niech tego nie próbuje.
Ja zwłaszcza w zimowy wieczór lubię zrobić sobie herbatę z domową konfiturą. Pływające w niej owocowe strzępki nie przeszkadzają mi.
Można opuncjowy przecierek dosłodzić miodem, a smak będzie wyraźniejszy.
Dzisiaj jogurt grecki z opuncją osłodzone na górze łyżeczką miodu.
Mniam!
Brak komentarzy