Kot w podróży zagranicznej

19 sierpnia

Kot, pies a czasem i inne zwierzaki towarzyszą nam w podróżach nie tylko po kraju w którym mieszkamy. Coraz częściej jadą z nami na wakacje.  Moja Kota  przez połowę swojego życia była normalnym kociakiem wielkomiejskim. Domowym czy raczej  mieszkaniowym, bo to mieszkania były naszym lokum w Polsce. Nie łaziła po parkach i polach z prostej przyczyny – mieszkałyśmy w sporym mieście i łatwiej było tam wpaść pod auto niż wleźć na drzewo.
Znała tylko dość krótkie podróże samochodem lub tramwajem, które zwykle oznaczały wizytę u weterynarza lub przeprowadzkę. Nie przepadała za nimi.
No powiem szczerze, pierwsze jazdy z Kotą w transporterku to był dramat.
Darła dzioba tak, że ludzie patrzyli na mnie zgorszeni – bo przecież ta śliczna wielkooka kotka musi bardzo cierpieć skoro tak krzyczy.

Ona darła się jednak nie ze strachu ale zwyczajnie, chciała wymusić niewychodzenie z domu. Mała wredotka wie jak człowieka zaszachować – wrzaskiem na ulicy lub ucieczką na najwyższą szafę  gdy chce się ją ulokować w  transporterku.

 

 

 

 

Te jej bunty i popisy na szczęście skończyły się po kilku razach. Spasowała, uznając, że i tak postawię na swoim. Prawdziwe wyzwanie stanowiła jednak dla mnie nasza przeprowadzka nad Dunaj. Czekała nas ponad 500-kilometrowa podróż. Bałam się, jak to przetrwamy.

Nim jednak ruszyłyśmy na naszą emigrację, trzeba było pozałatwiać sprawy papierkowe.
O ile po Europie ja mogę podróżować i przekraczać granice mając w portfelu jedynie dowód, to Kota musiała mieć paszport.
Takie są przepisy — zwierzak musi mieć swój dokument potwierdzający co on za jeden, skąd, kto zań odpowiada i czy szczepiony.
By wyrobić ów paszport, trzeba jednak najpierw było Kotę zaczipować. Takiemu obowiązkowi czipowania podlegają psy, koty i fretki, które chcą się wybrać na zagraniczne wojaże po Europie.

Sam czip jest wielkości sporego ziarnka ryżu. Niby nie dużo, ale jak zobaczyłam wielkość igły, którą nasza weterynarz miała go Kocie wsadzić pod skórę, zrobiło mi się nieswojo. Nie mówcie mi, że to nic takiego, gdy igłą wielkości sporego szydełka wciska się pod skórę ziarnko ryżu — to nie jest przyjemne i bezbolesne, bez ściemy. Dobrze, że to jednorazowe. Taki czip jest dożywotnim identyfikatorem dla zwierzaka.
Po zaczipowaniu jedna rzecz mnie zaskoczyła — uwaga pani weterynarz, by upewnić się za 2 tygodnie czy ten drobiazg nie wypadnie przez otwór, jaki pozostawiła igła.
Że co?!
Wypadnie?!
Faktycznie, dziurka była spora, chociaż praktycznie krwi nie było.
Ona to mówiła całkiem serio :(

Czip zaaplikowany można wystawiać paszport kocie.
Rejestr lekarzy weterynarii w Polsce, którzy mogą wystawiać paszporty znajdziecie  TU.

Koszt paszportu, gdy kilka late temu wyrabiałyśmy go to 50 zł, chipa drugie 50 zł. Jakie są ceny dzisiaj, niestety nie wiem.

 

 

 

 

W Austrii zrobi to praktycznie każdy weterynarz (der Tierarzt), koszt paszportu to 15 euro.
Paszport dla zwierzaka to der Heimtierausweis, ale jak powiecie Pet Passport to każdy weterynarz zrozumie czego chcecie.

To jednak nie wszystko by zwierzak mógł emigrować ze mną. Trzeba go jeszcze zaszczepić na wściekliznę.
Tu ważna uwaga — jeżeli macie kota i jest on domowym, niełażącym po dworze/polu, to w Polsce nie ma obowiązku, by go szczepić na wściekliznę, bo i po co. Gdy jednak chcecie z nim wyjechać zagranicę, jest to podstawowe szczepienie zawsze wymagane. Poza nim różne kraje mają swoje lokalne wymagania i warto je poznać. Chodzi tu nie tylko o kraj docelowy, ale i tranzytowe.

Koszt szczepienia kolejne 40 zł — cena zależy od gabinetu, bywa czasem niższa, a bywa i wyższa.
W Austrii szczepienie (die Imp­fung) przeciw wściekliźnie (die Tollwut) to 42 euro, ale tyle zapłaciłam za szczepienie plus wizytę, bez dodatkowych kosztów, jak to bywało w Polsce.
Ważne, by pamiętać, że po pierwszym w życiu szczepieniu kota przeciw wściekliźnie może on ruszyć w podróż dopiero po 3 tygodniach.
Jest tu jednak pewne ale – jeżeli podano kociakowi szczepionkę PURVAX RABIES, wtedy musicie odczekać 28 dni!
Szczepienie trzeba powtarzać co rok lub trzy lata, zależnie od szczepionki, ale nie ma już okresu oczekiwania aż nabierze ono mocy”.

Wiele krajów ma jednak swoje dodatkowe przepisy i warto sprawdzić, czy nie czeka nas jakaś niemiła niespodzianka w czasie podróży i kontroli.

Dzisiaj Kota lubi pakowanie walizki i przygotowania transporterka do wyjazdu — no właśnie, musicie mieć dla kota transporterek, bez niego nie możecie przewozić zwierzaka zagranicę.

 

 

 

 

Ja polecam większe i sztywne. Łatwiej je stabilnie umocować na siedzeniu samochodu, a i kociak może w nim się pokręcić, wyprostować. Nasz ma 50 cm długości 33 cm szerokości i 30 wysokości. Nie jest aż tak duży — powiecie. Fakt, ale Kota też raczej z tych kocich mikrusów. Dla niej jest tam miejsce, by wstać, wyprostować się, obrócić, a nawet siedzieć bez garbienia się.
To ważne, gdy jazda trwa 5-7 godzin.
Na dno dostaje kocyk.
Na postoju dostaje picie, czasem jakiś koci przegryzek, niekoniecznie zdrowy, ale z tych, za którymi przepada jak np. to.
Nie marudzi, czasem coś tam pogada, ale to takie zaczepianie i sprawdzanie, czy się o niej jeszcze pamięta, że tam siedzi w swoim mikrolokum.
Tak długa podróż zwykle nie obędzie się bez siusiu i zwinięcia części kocyka, by zamaskować mokrą plamę.
Zapinam Kocie na podróż szelki, smycz mam zawsze pod ręką, by w razie większej i bardziej śmierdzącej niespodzianki wymienić kocyk, sprzątnąć i takie tam — wiecie sami.

Każda podróż kiedyś się kończy i tu nabytym już doświadczeniem wiem, że nim Kota zostanie wypuszczona z transporterka, trzeba szybko postawić jej obok kuwetę pełną żwirku.

Moja Kota ma na koncie dopiero przekroczenie granic kilku krajów za to wielokrotne jak np. Polski, Czech, Słowacji i Węgier. Znam (czytam o) pewnej parze maluchów, która odbyła już podróże międzykontynentalne i takich, które podróżują po świecie ze swoimi ludźmi. Dzisiaj w wyjazdach towarzyszy nam jeszcze jeden futrzak, nasza kudłata, czekoladowa PON-ka. Chociaż plany na tegoroczne wakacje mieliśmy piękne i bogate, życie je zweryfikowało. Kota jest chora, zostajemy w domu i chociaż serducho chwilami trzepocze mi ze strachu, chcę być dobrej myśli, że jeszcze nie jedna wspólna wyprawa przed nami.

 

 

 

 

 

Beata

 

You Might Also Like

1 komentarz

  • Odpowiedz Beata 2 października z 09:23

    Z tego co wiem to wszystko zależy od linii lotniczych. Małe zwierzaki można przewozić w transporterku na pokładzie i trzymać go na kolanach. Emma swoje psiaki z Chin do Niemiec przewoziła więc poda ci szczegóły co i jak. Link do jej bloga jest na końcu wpisu 🙂

  • Zostaw odpowiedź

    Translate »