Serce dla kota

19 września

Moja Kota, to moje oczko w głowie. Kocham tego sierściucha jak wariatka. No, bo nie da się jej nie kochać.
Jest uparta, gadatliwa, zawsze ma swoje zdanie, nie usiedzi na miejscu za długo, sama musi wszystko zobaczyć, sprawdzić, dotknąć.

koci-myz

 

Coś bardzo podobna do mnie…. Ciekawe kto tu się do kogo upodobnił?

 

To nie żart, że zwierzak i jego pan są do siebie podobni charakterkiem, nawykami, a czasem i wyglądem.
…no i do końca nie wiadomo często, kto tam jest rycerzem, a kto jego giermkiem.
Z nami był jeszcze Bercik, ale odszedł wiosną ubiegłego roku. Wcześniej była Gaja i wiele innych stworzeń czteronożnych, dziobowatych, pyskatych. Sporo z tego stadka domowego, to były znajdy.
Brzydkie słowo, ale  innego nie ma w języku polskim. Sierotami nie zawsze były. Raczej nie miały dla nikogo znaczenia i wartości, więc to słodsze i łapiące za serce słowo, nie pasuje do nich.
Znajd przewinęło się przez dom moich rodziców sporo. A to ptak wypadł z gniazda, a to tłukły się skrzydlate tak, że pióra leciały i trzeba było latającego poskładać i podleczyć, by sam sobie dalej radził. Były koty, maleństwa błąkające się po osiedlu, które znosiłam babci do odkarmienia, odratowania.
Trochę tych małych stworzonek było.

 

Nauczono mnie, że trzeba mniejszym pomagać, bronić.
Mówiono, że co siejesz, to zbierzesz, więc  pomagaj, a gdy przyjdzie taka szara, zła  godzina, że ty potrzebować będziesz   pomocnej dłoni, to ona się znajdzie.
Uwierzyłam w to.
Sprawdziłam w praktyce – to działa.

 

No to staram się pomagać, ale …wszystkim nie pomogę, nie obronie każdego nękanego.
Nie tylko o zwierzakach teraz mówię.
Nie da rady wszystkim pomóc, uratować, bo ani mocy, ani czasu, sił i środków na to jeden człowiek nie ma, a i życia mu nie starczy.

 

Można jednak wybrać ten swój mały  fragment rzeczywistości i zrobić go chociaż odrobinę cieplejszym, jaśniejszym. Tchnąć w niego ociupinkę nadziei i miłości.
Szukałam od pewnego czasu, takiego swojego małego kawałka, gdzie mogę serducho okazać praktycznie.

 

Hospicjum dla kotów bezdomnych, to miejsce z schronienia dla tych, których się niejako z mety skreśla.

Zacytuje ze strony Hospicjum pewien fragment

„Hospicjum nie powstało z dnia na dzień.
Sama idea kociego hospicjum to coś, co kształtowało się z każdym nowym pojawiającym się kotem – kotem, który otrzymywał ‘wskazanie do eutanazji’, a jakoś często stan, w jakim był, pozostawał w sprzeczności z tym ‘wskazaniem’. Po osobistym doświadczeniu z pierwszym tego typu kotem, jakim był Orzech, trudno mi było tak łatwo podejmować decyzje o życiu, bądź nie-życiu takiego kota.
Dodatkowo wsparciem takich intuicji była postawa weterynarza – dra Mirosława Krawczyka: to co, że kot z pieluchą, że bez nóg, że niewidzący, że stary, że z nowotworem? Przy odrobinie wysiłku i dołożeniu pewnych starań taki kot może żyć, nawet jeśli nie ‘długo i szczęśliwie’, to na pewno choć trochę szczęśliwego czasu można mu podarować.
A na pewno warto się postarać, by mu to życie umożliwić.

 

Bo tylko to taki kot ma – swoje życie.

 

I stopniowo zaczęłam podporządkowywać moje życie właśnie temu – by dawać ‘skazańcom’ nieco Czasu Ukradzionego. Wiem, że śmierć i tak nadejdzie, ale czasami da się ukraść jej nieco czasu.
Z kolei ten Czas Ukradziony warunkowany jest przede wszystkim tym, by kot nie cierpiał. Ma mieć dobre jedzenie, czystą kuwetę oraz odpowiednią opiekę weterynaryjną.

Pod moją opieką zwykle przebywa około 30 kotów – takiej grupie jestem w stanie poświęcić odpowiednią ilość czasu i zabezpieczyć im należyty standard opieki – opieki w domowych warunkach, gdzie każdy kot, jeśli tylko chce, ma możliwość ciągłego kontaktu z człowiekiem.
Dla większości tych kotów to pierwszy w życiu dom, pierwszy raz mają zawsze pełną miskę, czyste i ciepłe posłanko i przyjaznego człowieka.
(…)
Od mniej więcej 13 lat zajmuję się kotami bezdomnymi i nigdy – przez cały ten czas – nie dopuściłam do urodzenia się kolejnych zwierząt z tych bezdomnych, które miałam pod opieką.
Koty oddawane do adopcji są zaszczepione, odrobaczone i wysterylizowane.
Od października 2010 również żadne kocię oddane do adopcji nie opuściło mojego domu nie tylko bez szczepienia i odrobaczenia, ale także – nie bez sterylizacji.

Kocie Hospicjum jest z założenia niewielką organizacją. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – chciałabym nigdy nie utracić jednostkowej perspektywy kota. Tego konkretnego kota.
Chciałabym nie tworzyć schematów w postępowaniu z kotem, a jeśli już je tworzyć (bo tak jest łatwiej i prościej – ekonomicznie i emocjonalnie), to mieć nieustanną świadomość ułomności każdego schematu.”

Bo tak naprawdę opieka i ograniczanie bezdomności zwierząt bierze się z tej jednostkowej relacji między człowiekiem a konkretnym kotem.

 

Na stronie Viennese breakfast, na bocznym pasku, pojawił się baner Hospicjum.
…może ktoś z was poczuje w serduchu, że to też jego mały skrawek rzeczywistości do rozjaśnienia i ogrzania.

 

 

hospicjum

 

 

 

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply

Translate »