Karen Duve jest niemiecką pisarką – no tak, tak powinnam zacząć tę recenzję, bo jest to recenzja książki o tytule „Jeść przyzwoicie”.
Przymierzam się do tego wpisu od prawie roku i z różnych przyczyn go odsuwałam na później. Nie chciałam hejtu to fakt. Nie chciałam by blog zamienił się w pole walki mięsożerców i roślinożerców, by dieta taka czy siaka stała się głównym tematem jaki ściąga tu czytelników. Temat jest mi jednak bliski, bo sama jestem wegetarianką, bywam upadłą gdy stanie przede mną sushi ale i znosi mnie czasem na długo w weganizm w czystej postaci.
Dlaczego jadam tak a nie inaczej?
To długa opowieść ale potwierdzenie wielu z moich przemyśleń, doświadczeń, znalazłam w książce, którą chcę wam dzisiaj polecić. Są tam i rzeczy, o których mówi autorka, a które były dla mnie nowe.
Nie jest to powieść, nie jest to reportaż a rodzaj notatek-pamiętnika z autoeksperymentu, który Karen przeprowadziła na sobie. Te 333 strony czyta się z jednej strony lekko, bo pióro ma kobieta (i jej tłumaczka) lekkie a z drugiej nie da się jej połknąć na kilka kęsów. Ten tekst zmusza do myślenia i swego rodzaju wiwisekcji własnych przekonań.
Zabrzmiało nieprzyjemnie – wiem, ale książka porusza w sumie modny temat diet.
Karen przygląda się kilku najmodniejszym z diet nie tylko od strony składu kalorycznego i materiału budulcowego jaki dane jedzenie dostarcza naszemu organizmowi ale i całej otoczce wkoło nich zbudowanej, tak filozofii jak i biznesowi.
Nie tylko przygląda się ale na prawie rok przechodzi na te diety. Testuje je na sobie w blokach kilku i kilkunastotygodniowych. Zmienia się nie tylko to co zjada ale i jak żyje, w co się ubiera, itd.
Mamy więc przejście przez życie pod znakiem bio, funkcjonowanie jako wegetarianin w Europie, po nim miesiące mierzenia się z dietą i stylem życia wegan – tak, to dwie różne sprawy, można być na wegańskiej diecie a można żyć według wegańskiej filozofii. Na koniec Karen przechodzi na frutarianizm.
Każdy z etapów diety to bardzo uważne przyglądanie się własnemu zdrowiu – korzyścią i stratą jakie dana dieta daje; portfelowi – bo mają na niego wpływ; filozofii – dlaczego podejmujemy takie a nie inne decyzje: co zjadamy, w co się ubieramy. Przy tym autoeksperymencie nie dało się uniknąć pytań o to skąd pochodzi jedzenie i o naszą potrzebę posiadania wielu przedmiotów. Ciekawe jak wyjście od uważnego przyglądania się temu co się je i dlaczego, może nas zaprowadzić do tematu konsumpcjonizmu w kontekście bardzo szerokim 🙂
Karen nie została po tym eksperymencie weganką, nie jest nawet wegetarianką.
Nie bójcie się sięgnąć po książkę, bo nie jest ona jedną z tych nawiedzonych nawołujących do niemordowanie marchewek – pamiętacie tę scenę rozmowy z frutarianką z filmu „Notting Hill?
Ostrzegam jednak, że czytając ją zmierzycie się z obrazem samych siebie – swojej przyzwoitości i wrażliwości a to może dać różne, czasem zaskakujące wyniki.
Beata
3 komentarze
Bardzo ciekawa książka, szukałam jej na amazonie ale niestety jest tylko po niemiecku :/ Pewnego dnia ją znajdę, może podczas kolejnych wakacji w Polsce 🙂
Daje do myślenia.
Przez polskie księgarnie możesz kupić z dostawą do Wiednia.
Dzięki za informację!