Lakmusowe święta – wnioski

9 stycznia

Święta, święta i po świętach. Przeleciały te moje lakmusowe dwa tygodnie szybciej niż bym chciała.
W oponach grubo ponad 1000 km, w biodrach też co nieco przybyło. Sporo się działo, wiele rozmów, widoków, smaków i zapachów.
Tak sobie rozmyślam o tym czasie i doszłam do kilku wniosków.
Zebrałam je w sześć punktów ale kolejność jest przypadkowa, bo wszystkie – dosłownie wszystkie, mają ten sam poziom ważności.

Po pierwsze wracam do starego dobrego zwyczaju wysyłania kartek pocztowych.
Urodziny, rocznica, święta – nie ważne, dla bliskich ma być kartka realna a nie wirtualna. Jej kupno lub zrobienie oraz wysłanie wymagają włożenia pewnej ilości czasu i energii.
Tak niewiele a daje odczuć, czy robię to bo chcę, bo osoba/wydarzenie ma dla mnie znaczenie czy na odczepnego. To taki test dla mnie samej, moich motywów i szczerości, bo… bardzo nie lubię robić czegoś tylko dlatego, że tak wypada ani z przyzwyczajenia, mechanicznie. To dobry test na ile bliskości bliskich są dla mnie cenne.

Po drugie zadbam o swoje zdrowie i formę.
Zdrowie jak to zdrowie, szwankuje w pewnych punktach i wiem, że aby je ogarnąć muszę więcej uwagi poświęcić własnej osobie, ciału i emocjom.
Tak emocjom a dla mnie to głównie panowanie nad stresem. Bez niego się żyć nie da ale gdy się go przedawkuje to nikomu nie wychodzi na zdrowie a przy pakieciku autoimmunologicznym jaki mam wątpliwą przyjemność posiadać, może być masakryczny.
Poza tym 40+ to już nie 20+ więc mam chyba ostatni dzwonek, by wrócić do starych dobrych nawyków ruchowych i wprowadzić nowe aktywności prozdrowotne. M czuje tę samą presję czterech dyszek z okładem na karku więc nie będę w tym sama.

Po trzecie więcej pisać, focić i rysować.
Lubię tę swoją trójkę. O ile pisanie na temat idzie mi już całkiem na luzie to uzewnętrznianie się przez pisanie przychodzi nadal z pewnym oporem. Obawa przed reakcją na takie odsłanianie swojej prywatności – rozumiecie.
Niby wszystko pod kontrolą, bo przecież każdy sam sobie wyznacza granice tej otwartości i ukazania swojego prywatnego, intymnego życia ale jednak obawa jest, nie ma co ukrywać.

Po czwarte więcej czytać, to znaczy jeszcze więcej, bo nie da się dobrze pisać nie czytając.
Pojawiło się też w mojej biblioteczce kilka nowych pozycji a na kolejne mam ogromną chętkę więc poza tym co przeczytać muszę, lista pozycji z etykietką „chcę przeczytać” rośnie z dnia na dzień.

Po piąte języki!
O tym już pisałam wam jesienią, że mam zamiar zabrać się poważniej za kucie niemieckiego, rozgadanie angielskiego i odkurzenie francuskiego. Na razie szło mi poniżej średniej więc czas dać sobie dopingowego kopa. Kilka dni temu oglądnęłam „Hobbita” na ZDF w niemieckiej wersji językowej i trochę mnie to doświadczenie podłamało. Sądziłam, że więcej zrozumiem a było tak sobie.
Bez pracy nie ma kołaczy – jak mówi niewątpliwie mądre powiedzenie więc wracam z pokorom do codziennego kucia deutscha.

Po szóste więcej spotkań w realu, telefonów i pisania z osobami dla mnie ważnymi, bliskimi.

Ufff! – to tyle lakmusowych wniosków i w sumie moich postanowień nie tyle noworocznych co życiowych.
Lista nie taka długa ale za to treściwa.

Jak wam minęły święta?
Macie jakieś lakmusowe wnioski na nowy rok? – podzielcie się nimi ze mną.

Beata

 

czas

You Might Also Like

14 komentarzy

  • Odpowiedz Anna Maria Boland 9 stycznia z 10:32

    Bardzo dobre przemyślenia. Pod paroma mogę się podpisać, niektóre już wprowadziłam w życie. 🙂
    Wszystkiego dobrego w tym roku.

  • Odpowiedz Hexe 9 stycznia z 11:11

    Dokładnie te same, może prócz dbania o zdrowie, bo to u mnie nawyk już od lat w połączeniu z rzeźbą ciała.
    Przede wszystkim przyłożenie się do Niemieckiego, wkrótce zmieniam pracę, muszę na poważnie poprowadzić siebie na drogę progresu.

    • Odpowiedz Beata 10 stycznia z 10:03

      Dla mnie te prozdrowotne zmiany to teraz głównie coś co ładnie się nazywa zarządzanie stresem i czasem. Tak to ogarnąć by był czas na odpowiednią ilość snu, ruchu na świeżym powietrzu i ćwiczenia.
      Powodzenia w dalszej nauce niemieckiego!

  • Odpowiedz Ania Leszczyńska 9 stycznia z 11:58

    Dobre postanowienia, ja też lubię kartki świąteczne, no i wszystkie Twoje postanowienia. Muszę poszukać rysunków – są tutaj? Z tym ruchem to jest problem 😉 ale ja też się staram zwłaszcza, gdy w zeszłym roku zaczęłam dostawać zasapkę, a czekał mnie solidny wyjazd w góry – dałam radę w trybie szybkim, ale teraz chcę to podtrzymywać długodystansowo, z różnym przyznaję skutkiem. Czytanie – a gdzie na nie czas, chociaż czytam, ale w żółwim tempie – kocham czytać i też sobie obiecuję, że czytać będę więcej.
    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

    • Odpowiedz Beata 10 stycznia z 10:10

      Stara wersja BeaCraft.com nadal wisi ale nie o takie dziecięce rysunki mi chodzi 😉 Niedługo, może w lutym ruszy nowa odsłona bloga z kursem fotografii, moimi rysunkami, może diy. Na czytanie zawsze da się urwać kilka minut – nawet w tramwaju.
      Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

  • Odpowiedz magie1981 9 stycznia z 14:25

    Pod wieloma wnioskami podpisuję się obiema rękami, przede wszystkim deutsch i english (regularność, oj regularność)- na francuski zabraknie czasu:-(, zdrowie (już wprowadziłam;-)), kartki są super, tęsknię za prawdziwymi listami, książki – oj tak, ale w tym roku to chyba tylko branżowe do doktoratu (pewnie się złamie i przeczytam kilka milszych dla umysłu:-)). Chciałabym także pojechać w tym roku do Wiednia, tęsknię za tym miastem, a w związku z powodzią imigrantów i ostatnimi wydarzeniami może to być ostatni dzwonek:-(Po przeczytaniu Twoich wniosków jestem w szoku w związku z tymi 40+???? Patrząc na zdjęcie trudno uwierzyć)0_0, wyglądasz rewelacyjnie;-D

    • Odpowiedz Beata 10 stycznia z 10:23

      Oj tak – papierowe, ręcznie pisane listy to jest coś!
      Ja boje się tego, że sami pozwolimy się zamknąć w ramy zachowań jakie ta fala chce na nas wymusić. Bez sprzeciwu i choćby tupnięcia nogą oddamy nasze wolności, prawa i sposób życia w imię świętego spokoju – którego nie będzie lub ze strachu – który tylko ich zachęca do dalszych nacisków na społeczeństwo zachodnie, by ustępowało w imię źle pojętej tolerancji.

      PS Moja babcia mawiała, że to te geny. W wieku 81 lat miała kruczo czarne włosy z lekko szpakowatymi skroniami 😉

  • Odpowiedz Hanaszat 9 stycznia z 22:04

    Uwielbiam Twój blog!

    • Odpowiedz Beata 10 stycznia z 10:24

      Dziękuję – aż się zaczerwieniłam 🙂

  • Odpowiedz Pepa 9 stycznia z 22:15

    Więcej spotkań w realu to zmiana, którą i ja chcę wprowadzić w życie. Jakiś czas temu skasowałam Facebooka żeby mnie nie zastępować wirtualnym kontaktem prawdziwych relacji, ale… później odkryłam WhatsApp i znowu jest po staremu. Chcę też zmienić swoją dietę, bardziej zwracać uwagę na to co jem, wprowadzić więcej warzyw i zdrowej żywności.

  • Odpowiedz Beata 10 stycznia z 10:28

    Czyli wpadłaś z deszczu pod rynnę 😉
    FB nie jest zły gdy człowiek nauczy się ograniczać. No ale łatwo powiedzieć, wiem.
    Wrócisz jeszcze do Wiednia?
    Widziałam foty z twoich ostatnich wycieczek zwłaszcza te ze Świerklańca piękne i klimatyczne.

    • Odpowiedz Pepa 11 stycznia z 14:57

      Można tak powiedzieć chociaż nie widzę już czyichś zdjęć z wakacji, dzieci, zwierząt, jedzenia, samochodu i mieszkania. Jakoś tak poczułam ulgę, że odcięłam się od tego wirtualnego, kreowanego na pokaz świata. Szkoda mi tylko paru kontaktów np. do ludzi z kursu niemieckiego, których poznałam w Wiedniu, ale do większości na szczęście mam maile.
      Co do „powrotu” to marzę o tym, ale póki co nie jest to możliwe, chociaż to może złe słowo. To był tylko roczny wyjazd i zbyt dużo mamy do stracenia tu w Polsce. Świerklańcem „ratuję się” ilekroć mi smutno i tęskno, przypomina mi Austrię 🙂

      • Odpowiedz Beata 11 stycznia z 15:58

        Ja staram się (na razie z udanym skutkiem) przenosić kontakt z ludźmi na maile. FB z jego wiadomościami praktycznie ograniczyłam do minimum.
        Wiedeń niedaleko,to tylko 400 km, zawsze możecie wyskoczyć chociażby na weekend 🙂
        Wiesz że Świerklaniec w tym nieistniejący już pałac, był wzorowany na Wersalu? Park jednak jest bardziej wiedeński niż francuski 😉

    Zostaw odpowiedź

    Translate »