1000 warstw polsko-austriackiego przekładańca

25 marca

Polsko-austriacki przekładaniec ma na pewno o wiele więcej niż 1000 warstw, a ja chcę poznać ich jak najwięcej. Każda z nich ma inny smak i fakturę. Bywają warstwy słodkie mocno doprawiane miłością jak ta, którą stworzyli Henriette i Karol.

 

Oboje piękni, oboje niezwykli.
On to austriacki książę Habsburg władca Księstwa Cieszyńskiego dzielny żołnierz i dowódca. Ona pochodząca z dobrego niemieckiego rodu spokrewnionego z królem angielskim Jakubem II, protestantka i to jest właśnie ten szczegół, który świadczy o wyjątkowości tego małżeństwa w rodzinie Habsburgów.

 

Habsburgowie byli zagorzałymi katolikami. Nie dopuszczali, by w ich ziemiach mogła być widoczna i praktykowana swobodnie w inna religia lub odłam chrześcijaństwa. W roku 1781 ogłoszono Toleranzpatent. Sytuacja innowierców w imperium Habsburgów się polepszyła, nie było to jednak równouprawnienie. Dzisiaj jakby zgubiliśmy znaczenie słowa „tolerancja”.

 

Definicja tolerancji, jaką podaje Encyklopedia PWN brzmi:

„tolerancja [łac. tolerantia ‘cierpliwość’, ‘wytrwałość’], socjol. postawa zgody na wyznawanie i głoszenie poglądów, z którymi się nie zgadzamy, oraz na praktykowanie sposobu życia, którego zdecydowanie nie aprobujemy, a więc zgody na to, aby zbiorowość, której jesteśmy członkami, była wewnętrznie zróżnicowana pod istotnymi dla nas względami”.

 

Krótko mówiąc to znoszenie obecności inności w swoim otoczeniu. Nieprześladowanie jej prawnie czy w inny sposób. To zgoda na jej występowanie, ale nie jest ona absolutnie równoznaczna z równouprawnieniem.

 

Protestancka księżna stała się wyzwaniem dla przestrzegających prawa pisanego przez nich samych i etykiety dworskiej Habsburgów. Zgodnie z nowym prawem tolerującym protestantów, pozwalającym im na spotykanie się na modlitwy, nabożeństwa, mogli oni w nich uczestniczyć, jednak nie wolno im było wchodzić wprost z ulicy w miejsca zgromadzeń. Mogli sobie żyć w Wiedniu, ale mieli nie wychylać się, nie rzucać w oczy, podobnie jak inni innowiercy.

 

Budynek, do którego chodziła Henrietta należał do kościoła ewangelicko-reformowanego, potocznie nazywanego kalwińskim. Otwarto go dwa lata po ogłoszeniu Toleranzpatent w 1783 roku przy Dorotheergasse 16. By uczęszczanie tam, nie uwłaczało godności jednej z księżnych Habsburgów, specjalnie dla niej otwarto kościół na główną ulicę, budując nowe wejście do niego. Nie znaczy to, że mogli z niego korzystać wszyscy, to był przywilej księżnej. Po jej śmierci drzwi zamknięto, wejście zniknęło.

 

Zastanawiasz się pewnie, dlaczego piszę o tym kościele, skoro miało być o warstwach polsko-austriackiego przekładańca. Miejsce to jest jedną z nich. Gdy dzisiaj spojrzy się na kościół wciśnięty w Dorotheergasse idąc od strony Plankengasse, zobaczysz uroczy niewielki kościółek z ozdobnym wejściem głównym, otwartym wprost na ciebie. Wieńczy go wieża. Przebudowa kościoła i nadanie fasadzie tego właśnie kształtu to dzieło architekta krakowskiego Ignacego Sowińskiego z 1887 roku. Także jemu zawdzięcza swój blask i wygląd, piękny, majestatyczny Schloss Wilhelminenberg, który obecnie jest hotelem.

 

Wielu polskich architektów pochodzących z Krakowa, Bielska-Białej czy Lwowa przyłożyło swoją rękę do tego jak wygląda Wiedeń. Działało to także w drugą stronę i wiedeńscy architekci kreślili, budowali kamienice, zakłady i pałace w Polsce. Zresztą to dzieje się nadal! Austriaccy architekci z Grazu są autorami obecnego kształtu Muzeum Śląskiego w Katowicach, tak pięknie łączącego nowoczesność ze starym.

 

Wracam do słodkiej warstwy przekładańca, którą stworzyli Henrietta i Karol.
Para ta panowała w Księstwie Cieszyńskim, ale słowo panowała, chociaż oddaje pozycję, jaką mieli, nie mówi o tym jak traktowali swoje ziemie. Doprowadzili do ich rozkwitu gospodarczego, dbali o mieszkańców. Ich potomkowie przyczynili się także do tego, że tam tolerancja religijna bardziej przypominała równouprawnienie. Ludziom się dobrze żyło a Karol po przedwczesnej śmierci żony oddał się pasji zbierania dzieł sztuki. Z jego zbiorów powstała Albertina.

 

Karol tworzył także inną warstwę tego przekładańca, trudniejszą w rozumieniu i oglądaniu. Był żołnierzem, wybitnym dowódcą. Aktywnie uczestniczył w obronie Wiednia przed wojskami Napoleona. To on dowodził w bitwie pod Aspern.

 

To jedna z największych bitew wojen napoleońskich. Stoczyła się pod Wiedniem, ale dzisiaj to miejsce jest w granicach miasta, w 22 dzielnicy. Zginęło w niej 50 tysięcy żołnierzy różnych narodowości. Bitwa jest częścią gorzkiej warstwy polsko-austriackiego przekładańca, ponieważ po jednej i drugiej stronie walczyli Polacy. Okres wojen napoleońskich i nazwę to – narodowa ocena Napoleona jako bohatera sprzyjającego Polakom, zawsze mnie dziwiła. Więcej o tym napisałam w artykule o bitwie, do którego link zostawię na końcu.
Z czasami Napoleona wiąże się wiele warstw przekładańca i dziwnych zdarzeń. Pamiętasz Marię Walewską, kochankę Napoleona?

 

Gdy ten w 1809 roku mieszkał w Pałacu Schönbrunn, odwiedziła go Maria, a dziewięć miesięcy później w maju 1810 roku na świat przyszedł ich syn Aleksander. Dla cesarza Francuzów była to dobra nowina, bo okazało się, że jednak może mieć dzieci, a co za tym idzie legalnego potomka. Na żonę wybrał Marię Luizę, córkę cesarza Franciszka II Habsburga. W marcu 1811 roku na świecie był już ich syn Napoleon II.

 

Ludzie z tak zwanych elit, do których należała arystokracja, koronowane głowy, a później dołączyli bankierzy i właściciele wielkich fabryk kieruje się dziwną moralnością. Patrząc z boku, mam wrażenie, że przez wieki kierowali się głównie interesem rodowym, własnym. Ludzi traktowali jak pionki na szachownicy. Wojny były przepychankami elit o utrzymanie włości lub wpływów. Ginęli w nich jednak normalni ludzie, mający czerwoną krew, bo to ich rękoma je toczyli. Rzadko kiedy ktoś z elit tracił życie, jak to miało miejsce podczas rewolucji francuskiej i tej w Rosji.
Jedna z wojen, które dotknęły Polskę, jest tego dobrym przykładem, a także warstwą przekładańca należącą do tych o słonym smaku łez. Tak, bo i takie tu są.

 

Pamiętasz historię synów Krzywoustego, którzy dostali w spadku podzielony na dzielnice kraj?
Od początku toczyli ze sobą kłótnie i awantury o to, który z nich jest ważniejszy i dostanie w ręce lepszy kawałek tortu. Nie bardzo zwracali uwagę na konsekwencje nieposzanowania testamentu ojca, zbagatelizowali koligacje rodzinne, jakie mieli.
Władysław II Wygnaniec miał być pierwszym seniorem wśród tego poszatkowanego na dzielnice kraju. Ojciec myślał o jego przyszłości i dobrze go ożenił. Jego żoną była Agnieszka Babenberg. Kobieta mądra, ambitna, dobrze ustawiona wśród koronowanych głów Europy jako córka władcy Austrii Leopolda III Świętego.
Bliskim krewniakiem Agnieszki był cesarz Fryderyk Barbarossa. Tata cesarza to przyrodni brat Agnieszki. Barbarossa wezwany na pomoc przez ciotkę, nie wahał się użyć środków nacisku, by dla rodziny odzyskać utracone ziemie i tytuł. Tym środkiem była oczywiście wojna. W 1157 roku wojska cesarskie najechały na Śląsk i Wielkopolskę, paląc grody i wsie, ginęli ludzie, ale… No właśnie to „ale” – koronowane głowy nie. Oni się dogadali i chociaż sam Władysław tytułu nie odzyskał to jego dzieci już tak. Barbarossa został ułagodzony przez Piastów daninami.

 

Awantura w rodzinie koronowanych głów jest w podręcznikach szkolnych przedstawiana jako wojna, bo zły naród lub król coś tam chciał i reszta musiała się bronić, by ich Pan utrzymał swoją pozycję. Dorabia się do tych wojen wzniosłe idee.
Książęta śląscy nie zapomnieli Babenbergom tej rodzinnej awantury i gdy ród wygasł, czynnie włączyli się w walkę o spadek po nich. O tym jednak opowiem, kiedy indziej, bo to dłuższa historia.
Tak jak ta o matce rodu Habsburgów Cymbarce, Piastównie z Mazowsza, siostrzenicy Jagiełły i babce Maksymiliana I Habsburga. O koronowanych głowach i błękitnokrwistych w tym przekładańcu można mówić godzinami.

 

Gdy człowiek zaczyna poznawać ich rodzinne powiązania, interesy i dziwne koincydencje z wydarzeniami, które miały wpływ na życie poddanych a często i na ich śmierć, inaczej patrzy na historię, jej dobre i złe momenty, inaczej zaczyna oceniać wydarzenia, ale i to, co się dzieje wkoło niego.

 

Chociaż te warstwy są bardziej rzucające się w oczy, to jednak siłę przekładańcowi dają zwykli ludzie i ich splątane z sobą losy.
Ostatnio to właśnie je wole poznawać a tam można trafić na takie smaczki jak to, że najmłodszy synu Mozarta wiele lat uczył muzyki we Lwowie. O biznesach otwieranych w Wiedniu przez Polaków też można mówić godzinami.
Wielkim sukcesem niewątpliwie są działające do dzisiaj bary kanapkowe Trześniewskiego. Ten krakowianin zaczynał w 1902 roku a dzisiaj to marka znana w Wiedniu, jeden z jego symboli.
Polka z Augustowa zajęła się austriackimi strojami ludowymi, które tutaj są nadal w użyciu nie tylko od święta i wielkiego dzwonu. Jej firma to Trachten & Leder Suchodolski.
Dzisiaj znajdziesz w Wiedniu polskie pierogarnie, knajpki, bez problemu trafisz do lekarza mówiącego po polsku, znajdziesz takiego prawnika, ale i krawcową, majstra na budowie, stolarza artystę tworzącego cuda z drewna, muzyka, można tak wyliczać bez końca. Za każdym z nich stoi inna historia, każdy tworzy kolejną warstwę przekładańca.
 

Jest wśród nich jedna szczególna  dla mnie mola książkowego warstwa.

 

W 1984 roku powstała w Wiedniu polska księgarnia. Prowadzi ją od początku do dzisiaj Zofia Reinbacher.
Mam nadzieję nie długo opowiedzieć Ci o księgarni, ciekawych okolicznościach jej powstania, ludziach z nią związanych i pani Zofii Reinbacher.
Sama księgarnia to nieduży sklep przy Burggasse 22, a to zaledwie 300 m od stacji U-Bhanu Volkstheater. Atmosfera, jaka w niej panuje, przypomina kameralny antykwariat kryjący skarby ukryte w stosach książek, jakie piętrzą się pod ścianami, na regalach. Znajdziesz tam polskich i austriackich autorów wydanych po polsku, niemiecku, ale nie tylko. To miejsce to raj dla moli książkowych.

 

 

Dzisiaj chcę o coś poprosić czytelników mieszkających w Wiedniu, Austrii.

Lata dwudzieste XXI wieku zaczęły się dziwnie, to trudny czas dla wszystkich. Wiele firm już się zamknęło na dobre, inne to rozważają. Warto wspierać małe biznesy, formy ważne z różnych względów dla lokalnej społeczności i nie tylko dla niej.
Jeżeli mieszkasz w Wiedniu lub Austrii, lubisz zaszyć się w fotelu z książką, zaglądnij do Xięgarni Polskiej w Wiedniu.
Na tych pułkach, w tych stosach książek na pewno znajdziesz perełki dla siebie. Warto by takie miejsca tworzące warstwy polsko-austriackiego przekładańca przetrwały jak najdłużej.
Lubisz czytać?
Odwiedź księgarnię, kup książkę w tym miejscu tworzącym od prawie czterdziestu  lat piękną warstwę przekładańca.
Księgarnia jest otwarta od poniedziałku do piątku w godzinach od 14:00 do 19:30 oraz w soboty od 9:00 do 12:30.
Księgarnię znajdziesz na Facebooku jako PolnischeBuchhandlung

 

Wafelki, które są na zdjęciu to Pischingery. Te pyszności także mają swoją małą warstwę w polsko-austriackim przekładańcu. Przeczytasz o nich klikając w ten link: Austriackie słodycze. Pischinger – Oskar, Wiedeń, wafel i czekolada

O Henriettcie w tym linku: Pierwsza choinka bożonarodzeniowa w Wiedniu. Henrietta – pani Księstwa Cieszyńskiego

Tu Bitwa pod Aspern. Wiedeń, Napoleon i kufelek zimnego Żywca

 

Beata

 

You Might Also Like

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Translate »