Kolory, z jakimi kojarzy się Austria to biel śniegu, zieleń alpejskich łąk, błękit jezior. Te luźne skojarzenia na pewno są bardzo częste i dobrze oddają barwy tego miejsca na ziemi. Jest jednak jeszcze jedna grupa kolorów i symboli jak godło, herb czy przedmioty, miejsca, z którymi identyfikują się ludzie tu mieszkający, które mówią o przeszłości kraju, wartościach, jakie go kształtowały.
Dzisiaj opowiem Ci o kolorach Austrii.
Trzy pasy na fladze Austrii zajmują tylko dwa kolory: czerwony i biały. Przewijają się one także we flagach krajów związkowych i barwach miast jak na przykład Wiednia. Flaga stolicy Austrii przypomina polską tyle, że ma odwrócone barwy: czerwień jest na górze a biel na dole. Ten układ barw na fladze mają też Salzburg i Vorarlberg. Biało czerwone flagi należą do Tyrolu i Oberösterreich (Górnej Austrii).
Flaga austriacka
Flaga austriacka z trzema pasami ma bardzo długą historię sięgającą trzeciej wyprawy krzyżowej i walk na murach Akki, stoczonych na początku lat dziewięćdziesiątych dwunastego wieku. To były czasy rycerzy i królów, o których opowieści przetrwały do naszych czasów. Całkiem sporo z nich jest mocno podrasowanych, by nadać bohaterom bardziej wyraziste charaktery, a ich działania pozwalać oceniać w kategoriach czerni i bieli, jedynie z niewielkim dodatkiem szarości.
Legenda ma na pewno dobry wpływ na kształtowanie wartości w ludziach, ale często jest daleka od prawdy. Bywa, że bohaterowie z biegiem czasu z czarnych charakterów stają się walecznymi postaciami, broniącymi dobrej sprawy i odwrotnie.
O tym, jak oceniać wyprawy krzyżowe można opowiadać godzinami i kto wie, może kiedyś pokuszę się o nią na blogu, wplatając w nią losy rycerzy, książąt i królów znad Dunaju.
Gdy rodziły się barwy Austrii Królestwo Jerozolimy od stulecia trwało już w Ziemi Świętej. Kolejne pokolenia rycerzy i kupców wiązały swoje losy z tą ziemią, zarabiając przy tym na handlu z Bliskim Wschodem, kręciła się gałąź gospodarki, którą dzisiaj nazwalibyśmy turystyką pielgrzymkową.
Wschód i Zachód trwały obok siebie umilając sobie czas krwawymi walkami w imię obrony lub szerzenia interesów swoich bogów.
Koniec XII wieku był czasem, gdy na arenę polityczną z jednej i drugiej strony wkroczyły nietuzinkowe postacie żądne władzy i chwały.
Muzułmański Bliski Wschód zdominował Saladyn, Kurd, który został sułtanem Egiptu. Pewnie widziałeś film „Królestwo niebieskie”, gdzie jest pokazany jako szlachetny władca stojący moralnie ponad brutalnym średniowiecznym Zachodem. No cóż, kino i popkultura rządzi się swoimi prawami zysku i kreowania rzeczywistości, jaka w danym momencie jest uznawana za właściwą.
Saladyn był dzieckiem swojej epoki, bardzo ambitnym dzieckiem. Sam był mistrzem populizmu – tak byśmy to dzisiaj nazwali. Głosił konieczność walki z niewiernymi, odbicia z ich ręki Syrii i Palestyny, ale zamiast walczyć z krzyżowcami, najpierw pokonał muzułmańskich władców ziem, które chciał mieć w ręku.
Gdy wreszcie w 1187 roku poczuł się dość silny i bogaty, by walczyć z Zachodem, uderzył na Królestwo Jerozolimy. Flagi Saladyna zawisły nad jego miastami i samą Jerozolimą.
Nie wybił mieszkańców miasta, ale nałożył na nich obowiązek wykupienia się z rąk zdobywców. Cena, jaką ustalono za mężczyzn, kobiety i dzieci była niebotyczna. Ci, którzy dali radę zebrać ogromne sumy, by nie trafić w niewolę, byli szczęśliwcami. Resztę czekał los niewolnika, ale nim trafili na targi i spędzili resztę życia, jako czyjś dobytek lub zabawka byli łupem. Kobiety i dzieci przeszły piekło.
Jeżeli chcesz bliżej poznać Saladyna, polecam Ci książkę autorstwa Piotra Soleckie-go „Saladyn i krucjaty”. Autor pokazał w niej czasy, w których żył i jego samego bez cukierkowatości popkultury czy czarnego pijaru wrogów wszystkiego, co inne.
Dwa lata po zdobyciu Jerozolimy i innych miast Królestwa do Ziemi Świętej rusza III wyprawa krzyżowa gdzie wojska angielskie prowadził legendarny Ryszard Lwie Serce. Nosił co prawda koronę Anglii na głowie, ale za dom uważał ziemie z drugiej strony Kanału. Swoje królestwo traktował jak skarbonkę, z której brał potrzebne mu pieniądze, by dobrze żyć na francuskiej ziemi i prowadzić życie bohaterskiego krzyżowca. Porywczy, okrutny – to te cechy lwiego serca dziedziczył, chociaż legenda mówi dzisiaj o odwadze, bohaterstwie.
Towarzyszył mu król Francji Filip II ze swoją armią. Ci dwaj nim stanęli pod murami Akki, byli całkiem dobrymi kumplami jak na władców skonfliktowanych krajów.
Wojska niemieckie prowadził jeden z najbarwniejszych władców krajów niemieckojęzycznych, Rudobrody — bo tak nazywano Fryderyka I Barbarossę. Nie dotarł jednak pod Akkę. Utonął w rzece Salef, będąc już niedaleko Ziemi Świętej, na południu dzisiejszej Turcji.
Fryderyk I Barbarossa to jedna z postaci średniowiecza wręcz legendarna, magiczna. Szkoda, że jest tak mało znany w Polsce. Jeżeli lubisz opowieści o prawdziwych ludziach, którzy obrośli legendą to polecam Ci książkę „Fryderyk Barbarossa. Mit i rzeczywistość” Ernst W. Wiesa.
W tym ciekawym gronie koronowanych głów i wielkich ówczesnego świata, jacy spotkali się pod Akką, znalazł się Leopold V Babenberg, książę Austrii. To on był tym, który jako pierwszy władca Austrii stał się liczącym graczem wśród książąt nie tylko niemieckich.
Był wnukiem Leopolda III, świętego kościoła rzymsko-katolickiego. Jego ciotką była Agnieszka, żona Władysława Wygnańca, najstarszego syna Bolesława Krzywoustego. To on jako pierwszy próbował zjednoczyć podzielone przez testament taty królestwo. Władysław i Agnieszka byli rodzicami książąt śląskich.
Wiem, że to wtrącenie, ale nie mogę się oprzeć, by nie wskazać na polsko-austriacki przekładaniec, gdy tylko jakaś jego warstwa wypływa w opowieści.
Dwie barwne postacie, jakie ruszyły na tę krucjatę, dzieliła pewna rywalizacja o to kto jest waleczniejszym rycerzem i ma – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – większe cojones.
Zbliżający się do siedemdziesiątki Barbarossa właściwie nie musiał już nic udowadniać, za życia był legendą, ale trzydziestoparolatek Lwie Serce bez rywalizacji nie umiał żyć.
Latem 1191 roku, gdy krzyżowcy stali pod murami Akki a Barbarossy nie ma już wśród żywych, Ryszard poczuł się panem Ziemi Świętej i to on chce decydować o losach Królestwa Jerozolimy.
Trwa tam właśnie walka o to, kto obejmuje w nim legalnie władzę.
Pierwszy to popierany przez francuskiego władcę Filipa i austriackiego Leopolda, Konrad z Montferratu. To nie byle kto bo jako jedyny obronił się w Tyrze przed inwazją Saladyna.
Ryszard ma swojego faworyta Gwidona, który co prawda nosił już koronę Królestwa Jerozolimy na głowie, ale miał do niej prawo tylko dzięki małżeństwu, a jego żona Sybilla właśnie zmarła. Dwaj kandydaci do trony Królestwa Jerozolimy byli zdani na to jak sprawę rozegrają wielcy krucjaty.
Gdy po zdobyciu Akki na jej murach władcy zawieszali swoje flagi a do królów Filipa i Ryszarda dołączył Leopold ze swoimi barwami, pozorna zgoda i jedność wśród krzyżowców pokazała swoje prawdziwe oblicze.
Nie chodzi tu o ambicje Austriaka, ale o ambicje Ryszarda, który poczuł się największym rycerzem krucjaty, władcą rozdającym karty podczas jej trwania.
Jego rycerze zrzucili flagę Babenberga do fosy, podobno ją podeptali. To była obraza, poniżenie dla władcy. Zresztą i dzisiaj deptanie, zdzieranie z murów czy palenie flag tak samo rozumiemy.
Za ten pokaz siły niebawem przyjdzie Ryszardowi słono zapłacić, a czas na przemyślenie takich porywczych gestów będzie miał siedząc w uroczym austriackim zamku.
Barwy Austrii, flaga z trzema pasami czerwono-biało-czerwonym urodziła się tego lata 1191 roku pod murami zdobytej już Akki. Dawne zhańbione barwy poszły w zapomnienie. Leopold dostał prawo użycia nowych barw, które miały przypominać jego wkład w odbicie miasta z rąk Saladyna. Brudne od krwi szaty krzyżowca to właśnie te czerwone pasy, które są do dzisiaj barwami Austrii.
Są symbolem waleczności ale i dumy.
Na koniec jeszcze jedno wtrącenie na marginesie tej opowieści. To podczas oblężenia Akki założono szpital polowy i bractwo opiekujące się rannymi niemieckimi rycerzami. Tak niemieckimi, bo chociaż hasła krucjat były wzniosłe, to kosztowną opiekę zapewniano zwykle tylko rannym ziomkom. W 1190 roku pod Akką z dobrych pobudek narodził się zakon krzyżacki.
Barwy Habsburgów
Nie dawno na fanpage bloga spotkałam się z ciekawym komentarzem dotyczącym okazania sympatii starej Austrii będącej monarchią i użycia czarno-żółtej flagi, by to okazać. Gdy na widok publiczny wynosi się dzisiaj czarno-żółte barwy w Austrii pojawia się pewne zakłopotanie i zgrzyt.
Barwy te nie są i nigdy nie były barwami Austrii. Chociaż przez całe osiemnaste i dziewiętnaste stulecie w monarchii Habsburgów były w powszechnym użyciu, to jednak nie symbolizowały tego kraju a właśnie rodzinę panującą, ród Habsburgów. Były używane obok flag krajów, którymi rządzili Habsburgowie, a nie była to tylko Austria.
Nosząc te barwy, okazujemy przywiązanie do Habsburgów, rodu, i monarchii rządzonej przez nich.
To prawda, że nadawali kształt Austrii i wielu sąsiednim krajom przez wieki, przez co czasem ciężko nie stawiać znaku równości między nimi i krajem. Jednak sprawa nie jest taka prosta, jak z pozoru się wydaje. Nawet gdy pominie się fakt, że Habsburgowie zasiadali także na tronach Hiszpanii, Meksyku czy Niderlandów i weźmiemy pod uwagę jedynie to, co znajdowało się bezpośrednio w ręku cesarza, powiedzmy Franciszka Józefa, to sprawa machania czarno-żółtą chorągiewką robi się i tak kłopotliwa.
Gdy spojrzysz na listę tytułów, jakie i nazwy krajów, których był panem, to jestem ciekawa co myśli Czech, Węgier, Chorwat, Ślązak, Serb, Łużyczanin czy mieszkaniec Triestu, Toskanii, Krakowa, Siedmiogrodu widząc osobę radośnie machającą barwami Habsburgów.
Przy całej mojej sympatii do tej dynastii i Franciszka Józefa, nie chciałabym powrotu czasów CK z całym dobrodziejstwem ich inwentarza.
Co do wyboru formy rządów to dla mnie nie jest to wybór między monarchią, dyktaturą czy demokracją a między rządami sprawowanymi przez mądrych ludzi i rządami oddanymi w ręce głupich, cwanych czy chciwych. Każda forma władzy ma swoje plusy i minusy. Każdą osobę będącą na szczycie drabiny władzy można obalić, usunąć w sposób prawnie dozwolony lub siłowy. Historia pokazuje to nie raz nie dwa. Nawet szwajcarski model demokracji ma swoje ciemne strony, bo sąsiedzi mogą mocno ograniczyć naszą wolność do odmiennego stylu życia.
Swojej sympati do Starego Cesarza na pewno nie okażę machając czarno-żółtą chorągiewką a raczej brelokiem z jego podobizną.
Zauważ, że sam Jaśnie Pan nosił szarfę w barwach starej Austrii, sięgających czasów Babenbergów. Ród ten to odpowiednik polskich Piastów – upraszczając wyjaśnienie, kim byli dla tego kraju. Austriaccy habsburscy władcy portretowali się przepasani czerwono-biało-czerwoną szarfą.
Kaisergelb
Na koniec kolor, z którym kojarzy mi się Austria. To nie symbol, nie znajdziesz go na fladze czy herbie.
Kaisergelb – to dla mnie kolor starego cesarskiego Wiednia, starej Austrii.
Ciepły, nieco stonowany żółty kolor budynków otoczy Cię nie tylko w stolicy Austrii.
Nazywa się go Kaisergelb, Schönbrunnergelb, Habsburgergelb.
Przypomina mi kolor dobrze wypieczonego sernika, do upieczenia którego nie żałowano dorodnych żółtek kurzych jaj. Żółty może kojarzyć się ze złotem, słońcem i być może te skojarzenia wpłynęły na jego popularność w cesarskiej Austrii. Po kongresie wiedeńskim ciepłe i nieco zgaszone odcienie żółtej ochry zdominowały fasady budynków w krajach będących pod władzą austriackich Habsburgów.
Dlaczego tak bardzo pokochali je tutejsi władcy i architekci?
Legenda mówi, że pierwsza była Maria Teresa, która pomalowała weń fasadę Pałacu Schönbrunn. Miłość do żółtych odcieni ochry miał odziedziczyć jej syn cesarz Józef II. Prawdziwy bum na sernikową żółć we wszystkich odcieniach, jakie może przyjąć to dobrze wypieczone ciasto, nastąpił za czasów Franciszka Józefa. Miał on nakazać, pomalować ochrą w odcieniach Schönbrunnergelb, czyli takich, jakimi odmalowano fasadę pałacu, inne budynki pałacowe i rządowe. Nie był to tylko kaprys cesarza a przemyślane wsparcie dla rodzimego wydobycia i biznesu. Ochrę na te cele wydobywano w Czechach.
Czy tak było nie do końca wiadomo.
Raczej przywiązanie do cesarza pchało ludzi, by naśladować jego poczynania. Radni miast szli w ślady Jaśnie Pana i przemalowywali kościoły, magistraty w ulubioną cesarską żółć. Możni nie chcieli być gorsi i żółcią pokryto pałace, a nawet kamienice co znaczniejszych mieszczan.
Kaisergelb, Schönbrunnergelb to właściwie nie kolor a szersze pojęcie barw zawierające w sobie wiele odcieni, jakie ma żółta ochra.
Pałacowa fasada to przecież dwa odcienie. Kamienice, pałace, kościoły mienią się żółcią od bladej, zgaszonej pasteli po bliskie kolorom ziemi, brudne brązożółcie. Spotkasz je na dziewiętnastowiecznych budynkach w Austrii, Czechach, Słowacji, Słowenii, Galicji, na Węgrzech.
Być może to ciepły Kaisergrlb sprawia, że tak dobrze wspominamy czasy CK i Jaśnie Pana.
Jak nie mieć do tego koloru słabości, bo kto nie lubi sernika?
Beata
Brak komentarzy