Rzeczy, które mnie zaskoczyły w Wiedniu należą do różnych dziedzin życia. Niektóre spowodowały spore zdziwienie, inne wywołały uśmiech, ale są i takie, które na początku nieco mi skomplikowały codzienne funkcjonowanie jak zakaz handlu w niedzielę o czym pisałam już TU.
Kolejna inność Wiednia od znanych mi miast to brak latarni oświetlających drogi zamontowanych na klasycznych słupach.
Szpalery wysokich latarni pojawiają się jedynie przy bardzo szerokich ulicach. Przy zabytkach znajdziecie też ładne stylizowane na te sprzed 100 lat lampy. Przy większości normalnych ulic stolica Austrii nie ma ani brzydkich ani ładnych latarni.
Brak latarni, tego klasycznego elementu miejskiego krajobrazu zauważyłam dość szybko, pewnego bardzo późnego letniego wieczoru, kilkanaście dni po moim sprowadzeniu się nad Dunaj. Stoję sobie na przystanku o porze bliższej nocnej niż późnowieczornej i chociaż to przełom lipca i sierpnia słońce jest już dawno za horyzontem. Samochody i tramwaje mają włączone światła, ale to za mało by ulica była aż tak w nim skąpana. Rozglądam się i po chwili dociera do mnie, że coś tu jest nie tak – brak słupów z lampami oświetlającymi ulicę!
Podnoszę wzrok szukając źródła tej nocnej jasności, która mnie otacza i widzę nad ulicą wielką, niezbyt urodziwą lampę.
Przypomina mi starą kuchenną jarzeniówkę w podłużnym paskudnym kloszu.
Owo źródło światła jest zawieszone na kablach/linach. Jedna biegnie wzdłuż ulicy, ale poza nią od lampy do kamienic jest rozpięta kolejna. Jak się domyślam te między domami mają dawać stabilność lampie a ta wzdłuż ulicy dostarcza jej energię, by wydobywała z mroku wiedeńskie Straße czy Gasse.
Dzisiaj już przyzwyczaiłam się do braku latarni ale pajęczyna kabli od lamp, tramwajowych i niewiadomego przeznaczenia jaka wisi mi nad głową, nie dodaje urody miastu.
Wróć!
Dodaje urody miastu w czasie Adwenty i Świąt Bożego Narodzenia. Skoro są już kable, to jak możecie się domyślać nie ma przeszkód, by obwiesić je światełkami, błyskotkami i wszelkiego rodzaju dekoracjami świątecznymi. Wtedy ta pajęczyna nad głową ma sens.
Jednak…
Takiego widoku nie uświadczycie na przeciętnej wiedeńskiej ulicy.
Beata
12 komentarzy
Z kazdym Twoim wpisem coraz bardziej ciekawi mnie to miasto.Pozdrawiam
Odwiedź je 🙂
Też zwróciłam uwagę na oświetlenie ulic w Wiedniu 🙂
A tak na marginesie – znowu tu jestem 😉 Przyjechałam wczoraj, zostajemy kilka dni, więc nie zobaczę jarmarków niestety, ale co się odwlecze… ;)Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy jak zawsze 🙂
Zobaczyłaś za to jesienny Wiedeń 🙂
Może na wielkanocne jarmarki przyjedziesz, mniej oblegane a wiosenny Wiedeń jest cudny?
Pozdrawiam ciepło 🙂
Popatrz wcale nie zwrociłam na to uwagi.Może dlatego,że bywam latem czyli Czerwiec ,Lipiec oraz Sierpień.Ja zakochana jestem w Wiedniu natomiast najstarsza corka,ktora bywa w okresie świąteczno noworocznym nie lubi Wien.No ale ma prawo w końcu mieszka w Trojmieście a tam.jest też pieknie.Serdeczności Beato!
Podczas kolejnej wizyty zwróć uwagę na lampy 🙂
Szczerze mówiąc nie wiem jak można nie lubić Wiednia z okresu okołoświątecznego. No chyba, że ktoś jest ciepłolubny i nie lubi zimy 😉
Przyznaję, że byłam w Wiedniu kilka razy, ale nie zwróciłam całkiem na to uwagi. Bardzo nie lubię plątaniny kabli i denerwuje mnie chaos. Ciekawe, czemu wolą coś takiego, od ładnych (czy namwet normalnych) latarni, czy też lamp ulicznych. Jakoś wydaje mi się, że takie zawieszone światła łatwiej się psują, ale może się nie znam.
Latarnie na wąskiej ulicy to strata miejsca na parkowanie, zagrożenie wypadkiem. To bardzo praktyczne rozwiązanie. Jak pisałam i pokazałam na zdjęciach część ulic – zwłaszcza tych szerokich czy w okolicach zabytków itp – ma oświetlenie latarniane. Na początku też wydawało mi się to rozwiązanie dość dziwne mimo plusów. Dzisiaj irytują mnie słupy stojące na wąskich uliczkach w innych krajach. Często nie ma przez nie jak parkować, chodnik robi się jeszcze węższy.
Jak widać wszystko jest kwestią przyzwyczajenia, opatrzenia się z czymś.
na pajęczynę kabli zwróciłam uwagę i na śliczne sygnalizatory przejścia dla pieszych, ale na latarnie już nie, za to spojrzę na nie, gdy przyjedziemy na jarmark 😉
Miłego pobytu w Wiedniu 🙂
O, co za niespodzianka! Byłam kiedyś w Wiedniu i nie zwróciłam uwagi na oświetlenie. 🙂 Śliczne zdjęcia.
O jejku! W Wiedniu byłam jakiś czas temu jako nastolatka i nie zwróciłam na to uwagii! 🙂 Chyba czas na powrót do Wiednia!