Schwedenbomben (szwedzkie bomby) to klasyk słodyczy austriackich, wiedeńskich.
Znacie pewnie te piankowe bombki oblane czekoladą, są słodkie i uzależniające.
Jadłam je pierwszy raz wiele lat temu w Münster. Moje irlandzkie kumpele usiłowały mnie przekonać, że są pyszne. Kręciłam nosem, że słodkie do zemdlenia, że mało czekolady, że ….uzależniają, bo chociaż po kilku tygodniach zjadania bombek nie zachwycałam się nimi to sięgałam po nie coraz częściej.
Dzisiaj przyznaję się bez bicia – lubię tę słodką piankę zamkniętą w czekoladowej skorupce.
Chociaż pianki nazywają się szwedzkie to są jednak wiedenkami z urodzenia.
Przyszły na świat w 1926 roku w starej wiedeńskiej manufakturze cukierniczej Niemetz.
Recepturę stworzył Walter Niemetz a nazwę zyskały dzięki przyjaźni jaką cukiernik darzył pewnego Szweda.
Od początku były produkowane w Wiedniu i z manufaktury rozsyłane po całej Austrii, Europie a później już świecie.
Zastanawiam się z czym by porównać Schwedenbomben byście zrozumieli czym dla Austriaka jest ta pianka w czekoladzie…
Hm….
To jak nasze Wedlowskie „Ptasie mleczko” i „Michałki” z Hanki razem wzięte.
O miłości Austriaków do tej słodkości niech świadczy to co się stało kilka lat temu.
Firmie groziła upadłość. Gdy sprawa wyszła na światło dzienne ludzie sami się skrzyknęli i zorganizowali akcje ratowania Niemetza.
Jak uratować fabrykę słodkości?
Kupując i pałaszując jej wyroby 🙂
Dochodziło do tego, że w sklepach wyprzedano cały ich zapas. Naciski na skarbówkę, władze, też nie były tu bez znaczenia. Fabrykę uratowano od katastrofy, znalazł się inwestor w postaci szwajcarskiego potentata słodkości Heidi.
Chociaż firma jest w rękach szwajcarskich zostanie w Austrii. Grunt to dobra umowa przejęcia kultowej marki dla danego kraju.
Klasyczne opakowania sześciu Schwedenbomben znajdziecie na półkach każdego sklepu w Austrii ale smakosze kupują je w sklepie przy fabryce na Rennweg, w Wiedniu oczywiście.
Oficjalna strona producenta Schwedenbomben
Wpis powstał w ramach akcji „Miesiąc języków” organizowanej przez Blogi kulturowo-językowe do grona których należę.
W ramach akcjo piszemy o językowych i kulturowych przenikaniach między krajami, tym co je łączy, co od siebie zapożyczyły i co zaskakuje.
O szwedzkim, Szwecji w innych językach i kulturach przeczytacie :
Angielski
Angielski c2 – Skandynawskie zapożyczenia w angielskim – http://angielskic2.pl/
Chiński
Biały Mały Tajfun – Kawałek Szwecji w Kunmingu
Hiszpański
Hiszpański na luzie – Czy Hiszpanie mają na myśli Szwedów gdy mówią „hacerse el sueco”?
Niemiecki
Językowy Precel – Szwecja w niemieckich idiomach
Niemiecki po ludzku – Skandynawistyka na niemieckich uniwersytetach
Szwedzki
Szwecjoblog – Najpiękniejsze słowa języka szwedzkiego (według Szwedów)
12 komentarzy
Kolejna rzecz, której nigdy, przenigdy nie powinnam spróbować 😉
Oj tam, oj tam 🙂
Oooch, znam te pianki i je uwielbiam! Uzależniające to bardzo dobre słowo 😉 W Szwecji nazywają się skumbollar (piankowe kulki) i też są bardzo popularne – kojarzą mi się z wielkimi targowiskami, gdzie zawsze znajdzie się kilka stoisk z całymi kartonami tych słodyczy 🙂
a to jak widzisz słodki owoc przyjaźni między Austriakiem i Szwedem 🙂
M. mówi mi za każdym razem, że muszę ich spróbować bo 'trzeba’ 😉 Może się skuszę, ale tak jak Wiedeńczycy, pójdę do sklepu firmowego.
Ma rację twój M.
Trzeba!
Mieszkać w Wiedniu i nie zjeść ich to grzech 😉
Za 5,70 euro masz 20 pysznych pianek 🙂
I ja je lubię. Wprawdzie wiedeńskich nie jadłam, ale w Niemczech mamy tzw. Schockoküsse/Schaumküsse.
Wcześniej nazywały się inaczej, ale teraz tej starej nazwy unika się, żeby nikogo nie urazić.
O.
PS. Mnie w smaku przypominają nieco nasze polskie „ciepłe lody” 😉
Znam je ale to taki wyrób bombopodobny 😉
Te oryginalne, smakują trochę jak ptasie mleczko, które jeszcze się nie ścięło. Nie mają tego cukrowego smaku ciepłych lodów.
Zbieg okoliczności, dzisiaj właśnie zakupiłam pudełeczko takich słodkości w lokalnym sklepie fińskiej marki Brunberg, widzę że ich angielska nazwa to „kisses” a fińska „suukot”. Mam specjalną edycję świąteczną – żurawinową, ale jeszcze nie spróbowałam! Lecę otworzyć pudełko 🙂
Jeśli są podobne do ptasiego mleczka to chętnie bym skosztowała. Mniam mniam
Tak, są podobne ale wyobraź sobie, że masa na ptasie mleczko jest jeszcze w konsystencji kremu 🙂
Pomysł wiedeńskiego cukiernika podbił świat 🙂
Te oryginalne mają tylko jedną wersje, klasyk to klasyk 😉