Slow life – czyli w moim tempie, na mój sposób.

21 maja

Dwie idee drążą mój umysł i serce od dawna.
To „slow food” i ” slow life”.

Dzisiaj chcę powiedzieć wam kilka słów o moim slow life (powolnym życiu).
Pęd, ciągle przed siebie, realizowanie planów, zdawanie egzaminów, walka o awans, wieczne dokształcanie, ciągły brak czasu, potrzeba uniformizacji, to „musisz” , które słychać ciągle gdzieś z tyłu głowy – normalne życie, zwłaszcza mieszczucha.

Jestem mieszczuchem i to wielkomiejskim.
To dobrze, bo lubię ten szum miasta, możliwość sięgnięcia po wiele bez konieczności wypraw np. na koncert, do dobrze zaopatrzonej księgarni, wypad po sushi czy chińszczyznę do znającego się na rzeczy Tanaki lub Lee.
Niestety, nie zawsze da się tu odpocząć, bo z zielenią bywa różnie.
Teraz mieszkam nad Dunajem i dzięki Bogu parków i wszelakiej zieloności tu nie brak. Żyjąc w mieście człowiek zaczyna jednak gubić naturalny rytm dnia i nocy, pór roku. Wpada się w wir, pozornie niezbędnych do normalnego życia działań.
Często kończy się to życiem na siedząco, przy kompie w pracy, przy kompie w domu, przemieszczaniem się na dalsze odległości w fotelu samochodowym, a na mniejsze windą, lub ruchomymi schodami.
Nie ma czasu na spotkanie ze znajomymi, ale przecież jest fejs i skype.
Tak, tylko to już nie jest życie w realu. Wiele dziedzin i relacji zaczyna istnieć tylko wirtualnie.  Powoli zamiast cieszyć się życiem zaczyna się prowadzić wygodną egzystencję w klatce, którą sami sobie budujemy.

A gdzie w tym czas na smakowanie życia, na dolce far niente (słodkie nic nierobienie), na smakowanie truskawek na początku czerwca i zbieranie kasztanów we wrześniu?
Pracować by żyć, czy żyć by pracować? – oto jest pytanie.

Zauważyłam, że standaryzacja życia, przejmowanie się każdą pierdołą, praca jako życie i ta umiejętność cieszenia się chwilą, rodziną, czasem spędzonym z przyjaciółmi, kieliszkiem dobrego wina, czy gapieniem na chmury, zanika wraz z przemieszczaniem się na północ naszej półkuli. Klimat musi mieć w tym swój udział.

Moje slow lifowe postanowienia to:

zwolnij – bo przegapisz to co ważne, daje radość i piękne, jak letnia łąka rozgrzana słońcem, pierwszy śnieg;
relacje z ludźmi, których lubisz, kochasz, na których ci zależy trzeba pielęgnować realnie, nie tylko wirtualnie; jeżeli gdzieś jesteś niezastąpiona to w rodzinie, dla przyjaciół; w pracy zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie lepszy od ciebie – tam nie ma ludzi niezastąpionych;
kontempluj życie i celebruj małe przyjemności – jak poranna kawa z kleksem mlecznej piany i kardamonem;
nie dla standaryzacji, tak dla indywidualizacji w każdej dziedzinie;
równowaga i umiar to podstawa;
życie jest dla ludzi, a wyścig szczurów dla gryzoni

Moja Kota nie ma problemu z slow life, a dolce far niente wprost kocha. Muszę się zacząć uczyć tego od niej 🙂

 

kota-s4

You Might Also Like

2 komentarze

  • Odpowiedz Diana Korzeb - blog o j. niemieckim 10 czerwca z 12:05

    Ja tak nie do końca w temacie, ale mój Freund jakiś czas temu myślał, że „szylkretka” to takie zwierze, a nie umaszczenie kota :P. Piękna ta Twoja kocica, jeśli kiedyś starczy mi cierpliwości do kolejnego kota (mam 2, 1 to straszny urwipołeć), to na bank będę miała kotkę z takim umaszczeniem ;), piękne są!

    • Odpowiedz VB 10 czerwca z 19:44

      Wyglądają trochę jak schlapane farbą.
      Artystycznie schlapane oczywiście 😉

    Zostaw odpowiedź

    Translate »