Święta Bożego Narodzenia po austriacku mają w swoim sposobie obchodzenia kilka punktów, które bardzo mi przypadły do gustu ale po kolei.
Pominę tu dziwne zwyczaje niektórych marketów wystawiających na swoje półki Mikołaje z czekolady już z końcem września a zające wielkanocne i jajka w sreberkach tuż po Nowym Roku. Traktuje to, jako patologię konsumpcjonizmu euroamerykańskiego. Szansą na pozbycie się go z naszego życia jest tylko zmiana w nas samych.
To my decydujemy jak żyjemy, nasze podejście do własnego portfela, czasu – bo przecież nie zapełnia on się cudem ale oddaniem kawałka naszego życia na pracę, zarabianie.
Ma na to wpływ nasza umiejętność cieszenia się życiem tu i teraz a nie tylko rzeczami, które nas otaczają.
By poczuć świąteczny klimat, niezwykłość jakiegoś dnia czy okresu nie może on być dostępny na okrągło. Spowszednieje wtedy i straci magię.
Sygnałem, że zbliżają się Święta w Austrii jest otwarcie jarmarków bożonarodzeniowych.
Ich urok to nie tylko błyszczące dekoracje, smakołyki na straganach czy możliwość zrobienia zakupów prezentowych. W Wiedniu, Austrii na jarmarki chodzi się towarzysko, by spotkać się z przyjaciółmi, podziwiać nowe dekoracje i – a może przede wszystkim, napić się Glühwein, czyli grzanego wina. Ta towarzyska strona austriackich jarmarków bardzo mi przypadła do gustu.
Kalendarz adwentowy jest tu bardzo popularny i to nie tylko w słodkiej wersji dla najmłodszych. Przyznacie, że mający swoje korzenie w Niemczech zwyczaj otwierania codziennie jednego okienka kryjącego niespodziankę, jest nie tylko przyjemnością ale i dobrze buduje atmosferę oczekiwania na święto.
Jeżeli do tego jest on zrobiony własnoręcznie to dla mnie ideał, bo świadczy o zaangażowaniu darczyńcy. Nie ma wtedy już znaczenia czy po otwarciu okienka znajdę czekoladkę, kosmetyk czy karteczkę z cytatem.
No dobra ma, przyznaję – wole karteczki z cytatami, który ktoś wybrał specjalnie dla mnie na te dni.
Mocnym akcentem w austriackim adwencie jest 5 grudnia. To tego dnia na miasto wychodzi w biskupich szatach Mikołaj (Heiliger Nikolaus/Nikolaus/ Nikolao ) i Świąteczny/Bożonarodzeniowy Mężczyzna (der Weihnachtsmann ) czyli ubrany w czerwony kubrak, przerośnięty krasnal ze sporą nadwagą z reklamy Coca-coli sprzed osiemdziesięciu lat.
Swoją drogą jak to szybko nowa tradycja może opanować świat.
Mikołajowi towarzyszą w Austrii paskudy diabłopodobne nazywane Krampusami – pisałam o nich niedawno TU.
Głównym dostarczycielem prezentów nie jest jednak w Austrii Mikołaj z tiarą czy ten gość w czerwonym kubraku a Christkind czyli Dziecko Chrystus. Zawsze ciekawił mnie pomysł, by to jubilat wręczał prezenty w dniu swoich urodzin. Święta Bożego Narodzenia jakby nie było to świętowanie urodzin Jezusa, jednak prezenty dostaje nie on.
Ciekawa jestem czy jest taki zakątek świata, gdzie obchodzący urodziny obdarowuje bliskich prezentami i nie mówię tu o częstowaniu cukierkami dzieciaków w klasie.
Christkind ma swoją pocztę gdzie można wysłać list z prośbą prezentową. To nie jakaś pseudopoczta ale normalna, całkiem sprawnie działająca a szczegóły znajdziecie tu christkindl.at
Prezent dobrze zostawić pod choinką, która od ponad dwustu lat jest nierozerwalnie już związana ze Świętami Bożego Narodzenia. Doczekała się nawet swojej własnej piosenki „O Tannenbaum”.
Jednak to nie ta bardzo popularna nie tylko w krajach niemieckojęzycznych piosenka o zielonym drzewku jest najbardziej znaną kolędą a napisana pod Salzburgiem „Stille Nacht, heilige Nacht” – „Cicha noc”
W tym roku będziemy ją śpiewać już w 198 Boże Narodzenie.
Historię tej kolędy opisałam TU.
Nie ważne w jakim języku jej słucham, zawsze dopada mnie taki dziwny świąteczny nastrój.
Jest słodki, spokojny a jednocześnie zaprawiony smutkiem. Te Święta są właśnie takie z powodu sporej ilości słodyczy jakie im towarzyszą oraz całej tej świetlistej, skrzącej się światłem otoczki ale i z powodu powtarzalności, cykliczności jaką mi uświadamiają.
Nie da się tu zapomnieć o przemijaniu a to w jakim składzie zasiadamy do kolacji wigilijnej czy świątecznego obiadu przypomina nieubłaganie o upływie czasu.
Ktoś dorósł, kogoś zabrakło, nowy mały członek rodziny domaga się cyca.
Chociażby dla tego momentu warto celebrować rodzinne święta, by nie przegapić tego, nie odpłynąć w życiowej bieganinie tak, że nie widzimy już jakie znaczenie ma czas, zapominamy, że chwila nazywana „teraz” już nie powtórzy się.
Moje austriackie święta dość mocno mi o tym przypomniały.
Dobrze jest nauczyć się celebrować pewne rzeczy w życiu. Święta dają nam możliwość zwolnienia i chwili kontemplacji naszego „teraz”.
Zrobiło się odrobinę melancholijnie więc by nie zepsuć radości jaką mają nieść te Święta zakończę na słodko ten wpis a będzie o jeszcze jednym elemencie austriackich świąt, bez których ich sobie nie wyobrażam nie tylko ja – to pierniczki i ciasteczka!
Piernikowe serca, gwiazdki, domki ozdobione lukrem cieszą także oko a nie tylko kubki smakowe.
Tymi najbardziej bożonarodzeniowymi ciasteczkami są jednak pewne dość niepozorne kruche, waniliowe rożki – Vanillekipferl. Do ich zrobienia potrzebne są tylko mielone orzechy lub migdały, mąka, cukier puder, masło i wanilia. Żółtka jedni dodają do ciasta a inni nie i to rozdwojenie jest obecne w polecanych, klasycznych, austriackich wersjach przepisu na nie. Ciasteczka pochodzą z Austrii ale są popularne także w Niemczech i Czechach.
Dla mnie te ciasteczka i Glühwein to smak austriackich świąt.
O ile cała ta miła otoczka Bożego Narodzenia zaczyna się tu tuż przed początkiem Adwentu, wraz z otwarciem pierwszych jarmarków, to kończy się dopiero 6 stycznia wraz ze świętem Trzech Króli.
Nie tylko dzieciaki nie chodzą do szkół od Wigilii do Trzech Króli ale i sporo dorosłych nie musi iść do pracy. Zawieszają na ten czas swoje działanie niektóre firmy, wiele biur świeci pustkami.
Mamy w końcu Święta!
Podoba mi się ten zwyczaj 🙂
Zostając w atmosferze Świąt w najbliższy wtorek znajdziecie na blogu słowniczek świąteczny a w nim wszystkie potrzebne w tym okresie słówka.
Od 1 do 24 grudnia Blogujemy pod jemiołą. Codziennie otwierają się okienka naszego kalendarza a w nich wpisy o tematyce świątecznej.
Wczoraj mogliście przeczytać o włoskiej kolędzie na blogu Studia, parla, ama, a jutro na blogu Suomika dowiemy się dlaczego Mikołaj zamieszkał w Finlandii
Mamy również dla Was niespodziankę – KONKURS!
Do wygrania jest voucher o wartości 240 zł do Empiku.
Możecie wymienić go na wymarzone książki, słowniki, materiały do nauki języków czy przewodniki po krajach, które planujecie odwiedzić.
Voucher trafi do zwycięscy konkursu, w którym do 27 grudnia należy przesłać video, artykuł, animację lub mapę myśli na temat:
„Dlaczego warto uczyć się języków obcych?”
To nasz kalendarz adwentowy 🙂
Beata
10 komentarzy
Chętnie odwiedziłabym kiedyś taki austriacki jarmark świąteczny. Jestem ciekawa, czy różni się czymś szczególnym od niemieckich.
Jarmarki w krajach niemieckojęzycznych są z jednej strony podobne a z drugiej strony, każdy jarmark ma trochę inny klimat. Na pewno warto sprawdzić to osobiście 🙂
Dzięki za ten tekst i przypomnienie, co jest ważne w te dni ..
Słodkich, jasnych Świąt Justyno 🙂
Odnośnie prezentów, które to jubilat daje swoim gościom. Jest to powszechne i praktykowane m.in. w Indiach. Oczywiście osoba, która ma np. urodziny otrzymuje prezenty, jednak sama też daje je swoim gościom. Osobiście byłam na takich urodzinach, na których, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, dziecko wręczało pozostałym dzieciom paczki z kredkami, notesami, puzzlami. U nich to normalne.
Ciekawe! To zwyczaj w całych Indiach czy tylko w jakimś regionie?
Podziwiam osoby, które otwierają jedno okienko kalendarza adwentowego dziennie :O
To dobre ćwiczenie cierpliwości i siły woli 😉
Odpowiadając na Pani pytanie czy jest gdzieś jeszcze miejsce na świecie gdzie Dzieciątko Jezus przynosi prezenty to tak:
1. Na Śląsku w Polsce
2. Na Słowacji
3. W Czechach
Nie pytał o to czy gdzieś jeszcze poza Austrią Dzieciatko Jezus przynosi prezenty. Zastanawiałam się czy „jest taki zakątek świata, gdzie obchodzący urodziny obdarowuje bliskich prezentami i nie mówię tu o częstowaniu cukierkami dzieciaków w klasie.”