Dzisiaj zaczyna się luty.
Niby zimowy miesiąc ale tegoroczna zima w Wiedniu praktycznie nie była widoczna poza kilkoma białymi dniami, gdy poprószyło śniegiem. W sumie to mamy taki listopad trwający już ponad kwartał.
Powiem wam szczerze, że mam już go po dziurki w nosie.
Chcę zimy albo wiosny!
No tak, mogę sobie chcieć ale nad pogodą niestety nie panuję.
Na poprawę nastroju mam dzisiaj dla was i siebie dwie tapety.
Pierwsza na słodko a druga wiedeńska.
Na pierwszej mój wypiek z duża ilością kruszonki. Kruszonka jest pycha!
Na drugiej dach jednego z tych uroczych niskich i starych domów na Grinzingu.
Pod zdjęciami są przyciski z kilkoma najpopularniejszymi rozdzielczościami monitorów. Pobierzecie odpowiednią dla siebie tapetę klikając w swoją rozdzielczość.
Dobrego lutego nam wszystkim życzę 🙂
Beata
6 komentarzy
Wybieram tą drugą, inaczej ilekroć usiadłam bym do komputera, byłabym głodna…
Diecie faktycznie nie sprzyja 😉
Dzisiaj piłam sobie rano kawę, patrzyłam przez okno na blokowisko i myślałam sobie, że pogoda jak Wiedniu… Ni to zima, ni jesień ni wiosna. I doszłam do wniosku, że to jakby listopad rozciągnięty na kilka miesięcy. Wchodzę do Ciebie i czytam to samo! 🙂 Mimo wszystko troszkę lubię taki ponury Wiedeń. Takim go właśnie poznawałam i pamiętam tę atmosferę melancholii, spacery wzdłuż Donaukanal i na wyspie gdy zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądało „w sezonie”, ponury Stephansplatz, Prater z nieczynnymi karuzelami w taki zimowy-listopadowy poranek, gdy nie było tam żywej duszy i tylko hulał wiatr, wycieczki na Kahlenberg i do Lasku Wiedeńskiego, gdzie ludzie chodzili sobie w pojedynkę po ponurych lasach brodząc w błocie i najwyraźniej nic sobie z tego nie robiąc. No i Dunaj, zimny i szary jak stal. Miało to jakiś swój dziwny urok. To czekanie na wiosnę, gdy wszystko co najlepsze jest jeszcze przed nami 🙂
Jak przyjemnie za to w taka pogodę usiąść w kawiarni przy stoliku i z filiżanka kawy obserwować kapiący deszcz za oknem 🙂
Mi w Wiedniu przeszkadzało to, że w większości kawiarni się paliło… Odzwyczaiłam się już od tego. Kiedyś uparłam się na Kleines Cafe i wszystko by było fajnie, gdybym później tak nie śmierdziała fajkami. Wszystko poszło od razu do prania…
Nie bywa aż tak źle. Zależy gdzie siadasz 😉
A całkiem serio to tak wyglądały wszystkie kawiarnie Europy do niedawna.
Zmiany, często wymuszone nakazami powoli zaczynają zmieniać nastawienie ludzi do dymku w miejscach publicznych i dobrze 🙂