Cierpię na prokrastynację – jak to ciekawie brzmi.
Tak poważnie, można by powiedzieć, że wytwornie.
Cóż to za choroba mnie dopadła?
Ano… brak dyscypliny podparty niemocą twórczą. Wiem co i jak mam robić.
Ba!
Wiem w jakiej kolejności, znam początek, środek i koniec ale …nie ruszam z miejsca. Odkładam z „dziś„ na „jutro”. Gdy „jutro” staje się „dziś”, powtarzam ten mechanizm.
No i ni jak się zmusić do ruszenia z miejsca nie mogę.
Jak się okazało takie zwlekanie, brak autodyscypliny, psychologia ładnie tłumaczy.
A na marginesie zauważyłam, że w ciągu mojego życia pojawiło się masę nowych „chorób” i „zaburzeń”, które kiedyś „leczono” autodyscypliną i pracą nad sobą. Szkoda, że za czasów gdy ja chodziłam do szkoły „dysortografią” nie mogłam się wytłumaczyć z byków na dyktandzie. Co było robić, trzeba było kuć do skutku. No i dało się pokonać „zaburzenie”.
Do dzisiaj robię błędy, których w tekście nie widzę na dodatek. Dzięki Bogu, nie muszę już ślęczeć i sprawdzać każde słowo po literce bo mamy edytory tekstu, które robią to za mnie! Wyłapują te najgorsze błędy.
Żyć nie umierać.
W Wiki piszą o tej „chorobie” tak:
„Prokrastynacja lub zwlekanie (z łac. procrastinatio – odroczenie, zwłoka) – w psychologii patologiczna tendencja do nieustannego przekładania pewnych czynności na później, ujawniająca się w różnych dziedzinach życia. Prokrastynacja najczęściej pozostaje nierozpoznana, dopiero niedawno uznano, że jest ona zaburzeniem psychicznym. Osoby nią dotknięte – prokrastynatorzy – odczuwają trudności z zabraniem się do pracy i w związku z tym odkładają jej wykonanie, zwłaszcza wtedy, gdy nie spodziewają się natychmiastowych efektów. Osoby patologicznie zwlekające z rozpoczęciem pewnych czynności uważa się zazwyczaj za leni i przypisuje im brak silnej woli i ambicji. „
Leczenie jakie proponuje się to:
„Można stosować metody psychologiczne: terapię u specjalisty lub samoleczenie poprzez zmuszanie się do pracy i stopniowe przezwyciężanie trudności, jakie dla prokrastynatorów przedstawia konkretne działanie „
Ech.
Jakbym sobie tego odkładania roboty nie tłumaczyła wychodzi, że leń mnie dopadł i muszę się po prostu zdyscyplinować.
L-4 na to nie będzie.
Ciekawe ile gabinetów psychologicznych, czy speców od coachingu robi kasę na zaburzeniu zwanym prokrastynacja?
Beata
4 komentarze
Każdego czasem dopada to zaburzenie 😉 mnie dotyczy ono szczególnie gdy na dworze takie upały..
Właśnie a bliskość wody lub lasu i gór je wyraźnie nasila 😉
O, towarzyszka niedoli 🙂 Najgorsze, jeśli czasem człowiek coś „odłoży na później” i mu się upiecze. Wtedy przy każdej następnej okazji będzie miał nadzieję, że tym razem też „się uda” 😉
A walizka z bagażem „na później” puchnie i puchnie.
Z podręcznego zmienia się w przyczepkę z którą już nic nie da się zrobić poza odstawieniem w ciemny kąt i zapomnieniem o niej;)