Mam dosyć tej zimy, nie zimowej, szarej, nijakiej.
Fakt, przez kilka dni bywało biało. W poniedziałek, tydzień temu nawet nieźle zasypało Wiedeń.
Tyle, że to był taki, dwudniowy popis śniegowej chmurki i mamy znowu szaro.
Jak to przed wiosną bywa, słońca mi już brakuje, zielonego, szarówa oczy męczy, wenę twórczą gdzieś przepędziła. Organizacja czasu mi się rozlazła na dobre.
Nawet 2000 j.m. witaminy D, nie stawia mnie na nogi na tyle, by coś się chciało.
Efekt: marudzę i sama się tym już zmęczyłam.
Przeglądałam foty z zimy, co to była jak przystało: śnieg, lód, mrozik.
Aż miło popatrzeć na nie.
Trochę zimowego ptactwa w fotach dzisiaj, a konkretnie łabędzie.
Dziwne ptaki.
Wielkie ciężkie, potrafią jednak czasem z taką gracją się poruszać, że zapiera dech.
Czasem zaś, taki pokraczny numer wywiną lądując, że uśmiech na twarzy musi się pojawić.
Ha! Przypomniałam sobie, jak kiedyś zjechałam ze schodów, na Hietzingu, do U-4. Wyglądałam pewnie równie wdzięcznie 😉
Największe wrażenie, zrobiły na mnie te białe ptaki, dobre kilkanaście lat temu.
Była mgła taka, że ledwo widać było coś 2-3 metry przed nosem.
Szłam z Siostrą z Wyboru poboczem pustej drogi, wijącej się między jakimiś łąkami.
Było wcześnie rano, cisza, mgła. We mgle dźwięk rozchodzi się dziwnie. Jest jakiś taki wyrazistszy, mocniejszy.
Idziemy na wyczucie, trzymając się pobocza drogi, opowiadamy sobie jaka to nastrojowa i klimatyczna droga, mgła, że prawie jak z horrou lub dobrego thrillera, że teraz powinno coś szokującego się stać.
Rechoczemy z tego i…
Nagle z tyłu słyszymy mocne uderzenia, jakby ogromnych skrzydeł. Były daleko, ale zadziwiająco szybko się ten dźwięk zbliżał do nas. Był niesamowicie mocny. To co nadlatywało musiało być ogromne, ale przecież… ta mgła gęsta i biała jak mleko, uniemożliwia latanie.
Nic nie widać, wilgoć, no nie możliwe by to był ptak…a jednak było słychać głośne, wręcz nieprawdopodobnie głośne, mocne uderzenia skrzydeł i…
Nagle uderzyła w nas fala poruszanego powietrza.
Metr nad naszymi głowami trzepnęły ogromne skrzydła i przeleciały …trzy ogromne łabędzie.
Uwierzcie mi, ten ptak spotkany w tak nie codziennych okolicznościach, może spowodować przyspieszone bicie serca.
Jego skrzydła o prawie 2 i pół metrowej rozpiętości, potrafią zrobić tyle szumu, że spodziewacie się nadlatującego pterodaktyla.
Od tamtego dnia, patrze na te duże ptaki z większym szacunkiem i podziwem.
8 komentarzy
Cudne ujęcia!
U nas też zima taka niezdecydowana, teraz mamy poniżej zera, zimno, ale faktycznie szaro… Tęskni się za zielonymi drzewami…
Często chodzimy na spacery wokół dwóch jezior i obserwujemy ptaki, łabędzie, czaple, kaczki, tak mi ich żal, że tkwią w tej lodowatej wodzie :-/
Byle do wiosny!
Właśnie, byle do wiosny Moniko 🙂
cudowne zdjęcia~!
Zwierzaki, to bardzo wdzięczne modele 🙂
Zdjęcia cudne – to fakt. Ale mnie bardziej ujęła ta historia we mgle! Wyobraziłam ją sobie i … jest bosko! 😀
Widzę, że w Wiedniu podobnie jak i we Wrocławiu. Zima nie rozpieszcza.
Chciałabym jeszcze raz w takiej mgle usłyszeć i poczuć ich skrzydła 🙂
Niestety, tegoroczna zima w Wiedniu nie pokazała pięknego białego oblicza. Szarówa.
Piękne zdjęcia! Bardzo lubię łabędzie – karmić na przykład 🙂 W Miluzie jest ich dużo (pływają po kanałku, który przecina miasto) i są właściwie cały rok. Pozdrowienia!
A właśnie, karmienie, dobrze, że mi przypomniałaś!
Zapomniałam o chlebowym złodziejaszku. Dodałam fotę z nim.
Samoobsługowy był 🙂
Pozdrawiam mieszkankę pięknej Alzacji 🙂