Lato powoduje migrację ludności miast i wsi w kierunkach wszelakich.
Mnie pognało w mój ulubiony kawałek Polski, w Pieniny.
Dzisiaj kilka słów (i sporo zdjęć) o Szczawnicy.
Nie było mnie tam ładnych kilka lat i jestem mile zaskoczona, że miasteczko podnosi się z dołka.
Sporo odnowionych willi. Niestety kilka nadal straszy pustymi ramami po oknach i elewacjami. Za to deptak, Inhalatorium i pijalnie odzyskują klimat i urok uzdrowiskowy lat przedwojennych.
Zobaczcie sami:
Lubię pijać wody zdrojowe i tu mam małe „ale”…
Wiem, że plastikowe kubki są tanie ale o wiele smaczniej i milej pija się wody na tarasie pijalni jak i w odnowionym wnętrzu z kubeczków z dzióbkiem.
Poza kilkoma dość drogimi kubkami porcelanowymi, dostępnymi jedynie w wersji „kup”, nie ma możliwości napicia się zdrojówki z czegoś co nie jest plastikiem.
Tak sobie myślę, czy nie dałoby się, powiedzmy za kaucją, która nie zwali z nóg, wypić w szkle lub porcelanie ?
Hm, a tak na marginesie to za filiżankę w której mi podano kawę w kawiarni nikt kaucji nie brał.
Chyba podjadę do austriackich uzdrowisk zobaczyć jak to tu rozwiązano.
Bolączką Szczawnicy jest dość odczuwalny brak parkingów. Gdy wynajmujesz w pensjonacie lub hotelu pokój, znajdziesz tam miejsce na pozostawienie auta. No ale gdy gość ma dzieci, jest starszą osobą lub nieco schorowany, czy z jakichś przyczyn nie chce lub nie może pokonywać trasy np. spod Pijalni nad Grajcarek na nogach, to ma kłopot.
Najgorzej jest w weekend. Pobocza drogi nad Dunajcem od Szczawnicy po Krościenko oblepione zaparkowanymi gdzie się da i nie da samochodami.
Mimo tych minusów Szczawnica to miejsce do którego od lat mam słabość. Pieniny pod nosem, do zalewu czorsztyńskiego blisko, na Słowację rzut kamieniem.
Warto o nią zahaczyć w czasie letnich migracji.
No Comments