Neuer Markt to jeden z najstarszych placów Wiednia. Starszy ma być Hoher Markt, który swoje początki ma jeszcze w czasach, gdy był tam obóz rzymskich legionistów a Wiedeń nazywał się Vindobona. O jednym i drugim rynku wspominają jednak dopiero dokumenty z XIII wieku.
Można bez wahania więc powiedzieć, że Nowy Rynek (Neuer Markt) jest już bardzo stary, bo liczy sobie co najmniej 800 lat.
Jest dosyć wąski za to długi i ciągnie się równolegle do Kärntner Straße jednej z reprezentacyjnych i bogatych ulic Wiednia.
Kiedyś na tym placu handlowano mąką i zbożem. Tam, gdzie dzisiaj stoi budynek Hotelu Ambasador wznosił się obiekt o nazwie Mehlgrube, czyli Kopalnia Mąki, który był wielkim magazynem do jej przechowywania. Pełnił swoją funkcję już w 14 wieku.
Melgrube
W Wiedniu nic jednak nie stoi w miejscu, a zwłaszcza w jego centrum gdzie rola budynków bywa bardzo zmienna. Melgrube w osiemnastym wieku stał się salą balową i to nie byle jaką. W organizowanych tam balach mogły brać udział tylko osoby, które potrafiły udowodnić ładnych kilka pokoleń wstecz swoje szlacheckie pochodzenie. Bale te nazywano nawet Ahnenbälle – Bale Przodków.
Po kilku dekadach z sali balowej dla elit zamieniło się to miejsce w kasyno. Nieco później stało się hotelem, który w końcu wyburzono, by pod koniec dziewiętnastego wieku postawić na jego miejscu nowy okazały budynek. Utworzono w nim bardzo prestiżowy hotel, w którym mieszkały koronowane głowy, przywódcy państw, odwiedzający Austrię.
Kapuzinerkirch
Najważniejszym budynkiem placu jest Kościół Kapucynów — Kapuzinerkirche.
Kościół został ufundowany w 1618 roku, do kultu oddany dopiero w 1632. Jest nieduży, bardzo prosty, skromnie urządzony i udekorowany, a jednak jest to jedna z najważniejszych miejsc w Wiedniu. Tutaj znajduje się Kaisergruft — Krypta Cesarska, w której pochowani są austriaccy cesarze, począwszy od cesarza Macieja. Jego trumna spoczęła w podziemiach kościoła w 1633 roku. Ostatnią pochowaną tam osobą, jest zmarła jesienią tego roku Yolande de Ligne, żona Carla Ludwiga, syna ostatniego cesarza Austrii Karola I i Zity von Bourbon-Parma.
Wszystko wskazuje na to, że był to ostatni pochówek w kryptach cesarskich Wiednia, gdzie nie ma już miejsca na nowe trumny.
To znak, że czas Habsburgów ostatecznie przeminął, ich wpływ na ten kraj się skończył.
Znak mocno przemawiający do mojej, a może nie tylko mojej wyobraźni.
Skoro już jesteśmy w świecie wiedeńskich krypt i trumien wspomnę o czymś. Obyczaj pogrzebowy tutejszych Habsburgów nakazywał balsamowanie zwłok. Stare metody balsamowania zawsze wiązały się z opróżnianiem ciała. Tutaj dzielono je na trzy części, z których każda spoczęła w innym miejscu będącym nekropolią tego rodu.
Serce w urnie trafiało do kościoła Augustinerkirche, do przeznaczonej na ich przechowania Krypty Serc — Herzgruft. Pojemnik z pozostałymi wnętrznościami do katakumb pod Wiedeńską Katedrą, czyli pod Stephansdom.
Kościół Kapucynów ma też swój udział w tworzeniu się warstw polsko-austriackiego przekładańca. Jedną z nich jest Marco d’Aviano, kapucyn, kaznodzieja, który tu żył i zmarł. Odegrał on ważną rolę podczas drugiego oblężenia Wiednia w 1683 roku. To on odprawił mszę dla Jana III Sobieskiego i wojsk tuż przed atakiem na Turków, to on wpłynął na cesarza, by dowództwo nad wojskiem pozostawić w rękach polskiego króla. Jego figura stoi we wnęce po lewej stronie wejścia do kościoła.
Jeszcze pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku, biegły przez plac tory tramwajowe, po których jeździły aż 3 linie. To nimi można było dojechać najbliżej Stephansplatz.
Donnerbrunnen
Środek placu zdobiła wtedy tak jak dzisiaj piękna fontanna nazywana Providentiabrunnen lub częściej od nazwiska twórcy Donnerbrunnen.
Zastąpiła ona pod koniec lat trzydziestych XVIII wieku dwie mniejsze fontanny, które zdobiły Neuer Markt. Pierwotnie rzeźby wykonane były z ołowiu i cyny. Wyglądały pięknie, jednak czterdzieści lat po otwarciu fontanny zniknęły z niej. Plotka mówi, że to Maria Teresa była zniesmaczona gołymi postaciami, które obsiadły fontannę, kazała je usunąć. Bardziej prawdopodobne jest zniszczenie materiału wystawionego na działanie pogody i rąk ludzi podziwiających ją. Zdemontowano figury na krótko, bo już w 1801 roku wróciły na dawne miejsce. Siedemdziesiąt lat później zniszczenia znowu dały o sobie znać. Fontannę przebudowano, oryginalne figury znalazły swoje miejsce w Belwederze, a na fontannie rozsiadły się trwalsze brązowe kopie, które z czasem pokryła patyna, ujawniająca co w nich najbardziej lubią wiedeńczycy.
Złote miejsca, gdzie patyna nie ma szans z ludzkimi rękami, pewnie nie zaskoczą wielu. Sama mam tu swój ulubiony kawałek – tę stópkę.
Nowy z nazwy, chociaż bardzo stary plac ciekawie opowiada o tym mieście, gdzie obok siebie zawsze kwitł handel, arystokracja chciała być zawsze dobrze uhonorowana, mając nawet swoje sale balowe czy po zdmuchnięciu z niej pudru i warstwy starych koronek po prostu tancbudy. Sunęła w tańcu tuż obok cesarskich trumien, unosząc się nad rzymskimi grobami. A tak, bo całkiem niedawno odkryto, że plac ten był rzymskim cmentarzem.
Wiedeń to dziwne miasto, które odkrywa przede mną kolejne warstwy o istnienie, których nie podejrzewałam go. Przenikają siebie nawzajem, wychodzą na powierzchnie w najmniej spodziewanych miejscach i czasach.
Do napisania.
Beata
1 komentarz
Dziękuję…….Szczęścia w Nowym Roku życzę.