Graben zdobią dwa pomniki-fontanny. Na jeden stoi święty Józef a na drugiej święty Leopold III władca Austrii, która dopiero rośnie i nabiera kształtów. Fontanny powstały w tym samym czasie co Kolumna Morowa (Pestsäule), miały dopełniać plac i zdobić go.
Leopoldowa stoi między Pestsäule i Stock-im-Eisen-Platz – to wąski plac, który łączy Graben i Stephansplatz. Odwiedzający Wiedeń często niewiedzą o jego istnieniu nawet gdy na nim stoją, jest dla nich po prostu częścią placu przy Katedrze.
Innym razem opowiem jego historię, dzisiaj posłuchaj o Leopoldzie III.
Tak na marginesie, to gdy mowa o Leopoldach III rodem z Austrii warto zaznaczyć, czy chodzi o starszego z Babenbergów, czy młodszego z Habsburgów.
Wywodzący się z Babenbergów – pierwsza dynastia władców Austrii, można powiedzieć, że to tutejsi „Piastowie” – jest też uznany za świętego, więc dodanie „św.” wystarcza, by ich odróżnić. Obaj są częścią polsko-austriackiego przekładańca przez rodzinne koligacje. Babenberg został teściem Władysława Wygnańca a Habsburg (2 połowa XIV wieku) teściem Cymbarki, Piastówny z Mazowsza, która była także siostrzenicą Jagiełły.
Święty Leopold III z Babenbergów żył 900 lat temu a dokładnie w latach 1073-1136.
Można o nim powiedzieć, że zamiast wojować i wznosić bitewny pył, wolał zawierać sojusze, pertraktować. Dzięki tej umiejętności jego ziemie się bogaciły, ród zyskał na znaczeniu.
Poparcie Henryka V w jego sporze z ojcem cesarzem Henrykiem IV co ten mu wynagrodził ręką siostry Agnes von Waiblingen. Była rok starsza od Leopolda, a gdy w 1106 roku została jego żoną, ta trzydziestoczteroolatka była już wdową z dziećmi i to nie byle jakimi. Jednym z nich był Fryderyk II Jednooki władający Szwabią, tata samego cesarza Barbarossy a drugi to Konrad III pan Frankonii. Latorośli z pierwszego małżeństwa miała mieć Agnes więcej. Ich liczba waha się od 3 do 5 w różnych źródłach.
Ze ślubem Leopolda i Agnieszki związana jest romantyczna legenda o welonie, który porwał wiatr. Leopold obiecał w miejscu, gdzie go odnajdzie wybudować kościół. Jak chce legenda, odnalazł welon w miejscu, w którym dzisiaj stoi klasztor w Klosterneuburgu. Legenda powstała prawdopodobnie w XIV wieku, gdy do klasztoru przychodziły już pielgrzymki, by odwiedzić grób fundatora.
Jego budowę rozpoczęto w 1114 roku a ukończona 22 lat później.
Miasto Klosterneuburg stało się nową siedzibą Leopolda III. To tu rodziły się kolejne dzieci, a para miała ich kilkanaście. Miała kobieta krzepę i zdrowie dając radę przetrwać, w jakby nie było trudnych czasach, jeżeli chodzi o higienę, opiekę medyczną.
Hm… a może nie całkiem takich trudnych, bo dobre położne, zielarki i medycy traktowali swoją pracę, jako służbę, powołanie dające przy tym często szacunek i dobrobyt. Nie zbywali potrzebujących pomocy teleporadą i nie barykadowali się przed chorymi w obawie przed zachorowaniem.
Służba, powołanie – to słowa klucze i do pewnych zawodów nie powinni być dopuszczani ludzie tego nierozumiejący, nieakceptujący związanego z tym ryzyka. Ciekawe jak zareagowałaby opinia publiczna, gdyby straż pożarna zaczęła udzielać teleporad jak gasić pożary i ratować z ognia ludzi, zwierzaki.
Tak wiem, komentarz jest do dnia dzisiejszego, ale trudno uniknąć pewnych myśli, wniosków i porównań opowiadając historie sprzed wieków.
Agnieszka przeżyła męża o 7 lat. Oboje byli szanowani za wspieranie i łożenie na klasztory takie jak Melk, gdzie urodził się i dorastał Leopold, ufundowanie klasztorów Heiligenkreuz i Klosterneuburg.
Leopold stosował habsburską maksymę „niech inni prowadzą wojny, ty szczęśliwa Austrio żeń się”
na długo przed tym nim o Habsburgach słyszano.
Na koniec wspomnę jeszcze o wnuku i mamie Leopolda. Oboje wybrali się do ziemi świętej wraz z krzyżowcami.
Wnuk Leopold V ruszył z III Krucjatą i to jemu Austria zawdzięcza flagę czerwono-biało-czerwoną
Mama Leopolda miała na imię Ida. Gdy miała lat około 50 zrobiła coś, co może zaskoczyć nawet dzisiaj:
„Wojsko akwitańskie opuściło Francję w marcu, udając się do Palestyny drogą lądową przez południowe Niemcy i Węgry. Po drodze dołączył do Akwitańczyków książę bawarski Welf, który po długiej i pełnej chwały karierze w Niemczech postanowił resztę swoich dni poświęcić walce za Krzyż w Palestynie. Prowadził on dobrze uzbrojony hufiec rycerzy i piechurów niemieckich, a w jego orszaku znajdował się Thiemo, arcybiskup Salzburga, oraz Ida, wdowa po margrabim Austrii, jedna z najpiękniejszych kobiet swoich czasów, która mając już lata młodości za sobą szukała pobożnej rozrywki w krucjacie”.
W 1101 roku Ida wraz z krzyżowcami dotarła do Heraklei i tu jej dalszy los staje się zagadką.
Jedni wierzą, że zginęła w walce lub po niej, ale są i takie głosy, że trafiła do niewoli, a nawet do haremu.
O niezwykłej historii krucjat, która ma niewiele wspólnego z filmami o honorowych rycerzach zabijających złych niewiernych lub też zgodnie z nowym dogmatem, zdemoralizowanych krzyżowcach wycinających w pień wszystko, co im pod ostrze wpadło, nietuzinkowych ludziach biorących w nich udział w tym wielu kobietach przeczytasz w trzech tomach wciągającej jak grzaniec na jarmarkach książki Steven Runciman „Dzieje wypraw krzyżowych”, z której pochodzi cytat.
Po śmierci Leopold szybko stał się obiektem czci a do jego grobu w Klosterneuburgu ruszyły pielgrzymki. 350 lat po śmierci został kanonizowany a w 1663 ogłoszony patronem Górnej i Dolnej Austrii oraz Wiednia.
Stracił wtedy ten tytuł święty Koloman ze Stockerau. Był to Irlandczyk, mnich, który na przełomie X i XI wieku miał wędrować do Ziemi Świętej. Niestety w Stockerau został zatrzymany wraz z rozmaitymi miejscowymi rzezimieszkami, został wzięty za szpiega i powieszony.
Tu znowu mała warstewka przekładańca.
Koloman wędrował przez Czechy, nie znał niemieckiego, a były to czasy sporu i wojen między Bolesławem Chrobrym i Henrykiem II o ziemie i wpływy. Biedny Irlandczyk prawdopodobnie został wzięty za szpiega wysłanego nad Dunaj przez Chrobrego.
Zginął w 1012 roku. Ciało pochowano w Melk. No i jak to ze świętymi bywa, nie miało spokoju, ale przewożono je jako relikwie, by w końcu spocząć ponownie w ozdobnej trumnie-relikwiarzu w Melk.
Nie tylko ciało Kolomana stało się relikwią, ale i kamień, na którym miał zginąć, te, na których odpoczywał. Tych kamieni jest całkiem sporo, który zaś jest naprawdę oryginalny, tylko ten Irlandczyk wie.
W każdym razie ten „prawdziwy” Kolomanistein, na którym była krew zabitego mnicha znajdziesz w Stephansdoms. Od połowy XIV wieku jest wmurowany w Bischofstor – na lewo od głównego wejścia do katedry. Na wysokości oczu (no mniej więcej, bo jednak mamy różny wzrost) – jest zamurowany kamień relikwia, jest to za miejscem, które mocno rzuca się w oczy jasnym wytarciem przez stulecia dotykiem tysięcy rąk. Wzywano Kolomana prosząc o wstawiennictwo i pomoc w czasie zarazy, by pomógł przetrwać, by opiekował się bydłem i gdy panna chciała dobrze wyjść za mąż. Jak sądzę, ten ostatni patronat najbardziej przyczynił się do wytarcia miejsca, za którym ma być Kolomanistein.
Niestety nie mam zdjęcia, by je tu wstawić, ale naprawdę nie da się go przegapić w Bramie Biskupiej.
Leopold nadal patronuje Dolnej Austrii, ale oficjalnie w 1914 przestał być patronem Wiednia. Jego miejsce zajął oficjalnie nowy święty żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku, redemptorysta Klemens Maria Hofbauer. Ta postać to kolejna warstwa przekładańca. Pochodził z Moraw, przez 20 lat od 1787 do 1807 pracował w Warszawie, głosząc kazania, tworząc szkoły, sierociniec. Od 1808 do śmierci w 1820 był związany z Wiedniem.
Wybór patronów zawsze miał polityczne drugie dno, a w ostatnich dwóch stuleciach wysunęło się tak mocno na plan pierwszy, że nawet ciężko doszukać duchowego się sensu tych decyzji.
Połączenie Klemens i Warszawa obroni się bez trudu. Klemens i Wiedeń usuwający Leopolda sensu nie ma. Oficjalnie Wiedeń ma nowego patrona, ale w świadomości ludzi nadal jest nim Leopold.
Kamień Kolomana stracił swoją stronę sacrum i moc relikwii. Dzisiaj pocierają go ludzie na szczęście.
Warstwy przekładańca między ludźmi, językami, narodami, łączą się w najmniej spodziewany sposób, w nieoczekiwanych miejscach wiążąc nas.
Gdybyśmy tylko chcieli to zobaczyć, co leży przed naszymi oczami. Dziwny jest ten świat…
Beata
3 komentarze
Jak zawsze, przeciekawie!
Bardzo ciekawa historia. Przez naukę zdalna z dziećmi na nowo ją polubiłam i mnie wciągnęła
Bardzo ciekawy i świetnie napisany artykuł. . Odnośnie wypraw krzyżowych – zawsze miały podłoże ekonomiczne.