Od kilku dni pada i pada.
Woda z nieba leci raz mocnym strumieniem, a kiedy indziej mży sobie i kapie.
Nie przestaje jednak, ani na chwilę.
Na razie i tak mamy dość dobrze, bo poza upirdliwością, dającą w kość każdemu, kto musi wyjść na zewnątrz, deszcz nie robi większych szkód. Chciałam nawet zrobić sesję miasta w deszczu, ale nic z tego nie wyszło i jestem chwilowo uziemiona.
Dlaczego uziemiona ?
Deszcz, plus mokre schody, plus trampki na nogach i pośpiech, to nie jest dobre połączenie.
Sprawdziłam właściwości poślizgowe trampkowej gumy i bezbłędne działanie mojego błędnika.
Zjazd z kilkunastu schodów, uatrakcyjniony pokazem efektownych i dość gwałtownych ruchów rękami, zakończył się dość płynnie na dole. Po tym doświadczeniu, utwierdziłam się w przekonaniu, że buty bezobcasowe lepiej sprawdzają się w sytuacjach nieprzewidzianych.
Skończyło się na strachu, że zaliczenie bliskiego spotkania z betonem, źle się skończy dla torby z aparatem i obiektywami.
Sprzęt wyszedł z tej sytuacji bez szwanku.
Moja noga nie całkiem. Kilka dni okładów, smarowań i siedzenia na czterech literach jeszcze przede mną. Nici z sesji „Wiedeń w deszczu”, więc marząc o takiej pogodzie
Mając za oknem to
Przedstawiam wam kilka fotek, Wiednia naszego powszedniego.
2 komentarze
zdjęcia i tak piękne mimo że sesja miała być inna.
A co do deszczu.. Deszczowa nauczyła mnie że można z nim żyć (może nie z każdym ale ogólnie można)
Lubię letni deszcz. Byle nie zacinał mi prosto w obiektyw 🙂