Uczę się niemieckiego.
W końcu, to język oficjalny kraju, w którym żyje.
Znać wypada, oraz trzeba, bo to ułatwia życie i chcę móc normalnie, choćby o przepisach wiedeńskiej kuchni pogadać z Panią Babcią Sąsiadką.
No więc uczę się.
Męczę i kaleczę język Mozarta tak, że wstyd!
Chęci jednak mam, chociaż jakoś ciężko mi wchodzi szprechanie do głowy.
Dwa odkrycia sieciowe, przywróciły mi wiarę w nauczycieli języków i to, że da się po ludzku wytłumaczyć gramatykę i językowe niuanse.
Najpierw rozsiadłam się wygodnie na sofie. Na Niemieckiej Sofie konkretnie. Ola tak pisze o niemieckim, że nawet do mnie dociera.
Drugi Blog o języku niemieckim prowadzi Diana i to dzięki niej, znalazłam swoje ulubione niemieckie słowo „Kaffeeklatsch” , czyli babskie ploty przy kawie 😉
Mam nadzieje, że spotkam się kiedyś z obiema dziewczynami na Kaffeeklatsch w realu.
Trzecia pomoc to PONS obrazkowy.
Polowałam na dobry słownik a jako, że jestem wzrokowcem, „obrazkowiec” – byłoby najlepszym podsumowaniem mojej pamięci, wybrałam taki.
Nie, nie wychowałam się na komiksach, chociaż nimi nie gardziłam.
No ale do PONSa wracaj kobieto!
Ta daaam!
Oto on!
Tak, jest angielsko-niemiecki.
Jako, że chcę obydwa języki znać. Poziom pierwszego jest daleki od tego bym doszła do fazy zadowolenia, drugi śladowy, to mam dwa w jednym.
40 000 haseł!
Nieźle!
Pogrupowane w 18 części. Wszystko dobrze oznaczone, łatwo się po nim poruszać.
Przyzwoity papier, ładne rysunki.
Druk oczywiście w …. Chinach.
Cena bardzo zachęcająca 17,99 E. Kupiony na buecher.de. Przesyłka do Austrii gratis.
Miodzio!
Tu macie próbki słownikowych stron.
Zamówiłam też polsko-niemiecki słownik obrazkowy TEN
Ma tylko 20 000 haseł, a kosztuje 59.90 zł, plus koszt przesyłki. Zobaczymy co znajdę w środku. W sumie to kupiłam dla porównania.
Powiem tyle: jestem oczarowana PONS-em na dzisiaj.
Tyle o moich pomocach do nauki niemieckiego na dzisiaj.
5 komentarzy
Bardzo mi miło, ze o mnie wspomniałaś :).
A jeśli chodzi o słowniki obrazkowe, to choruję na nie od dziecka i w domu mam już chyba ze 2 czy 3. To strasznie kobyły, bo są wielojęzyczne: angielski, niemiecki, francuski, włoski, hiszpański i polski. Pierwszy ma paskudne obrazki, ale był w miarę tani, bo kupiłam go w antykwariacie. Drugi ma piękne zdjęcia, ale nie ma języka polskiego. Ogólnie idea obrazkowych słowników bardzo mi się podoba (szczególnie jak mają ładne obrazki/zdjęcia), ale żaden z moich mnie nie satysfakcjonuje. Dlaczego? Momentami są zbyt szczegółowe (np dokładny opis części kwiatka albo wszystkie możliwe kości ludzkie), a czasem brakuje mi w nich wielu haseł (próbowałam ich używać przy tłumaczeniach dla klientów i niewiele mi pomogły). Daj znać za jakiś czas, jak Ci się z tym słownikiem pracuje :).
Na razie jestem nim zachwycona.
Przeglądałam część o anatomii człowieka i to taki średniak, jeżeli chodzi o dokładność. Na poziomie jaki się przyda do rozmowy z lekarzem i zrozumienia go. Raczej nie dla osoby zajmującej się medycyną.
Mają w ofercie bardziej specjalistyczne.
Znalazłam też wielki, czterojęzyczny za całkiem fajną cenę, który może Ci się spodobać Das große Bildwörterbuch Deutsch, Englisch, Französisch, Spanisch, Italienisch
A czemu tu nie ma mojego komentarza? Czyżbym tylko komentowała w myślach, a nie na klawiaturze? ! 🙁
Dzięki za tai miły komplement! Ja obecnie testuję jeden słownik obrazkowy, który zakupiłam w Biedronce, a potem biorę się za najnowszy polsko-niemiecki słownik PONS’a 😀 Z pewnością o obu napiszę na blogu 😀
Muszę się przyjrzeć jeszcze stronce, którą podałaś, a z której zamawiałaś 😀
Jest!
W spam mi poszedł, nie wiem dlaczego.
Dzisiaj robiłam sprzątanie i dopiero go zauważyłam.
Haha, dopiero teraz się zorientowałam, że znam przecież tą książkę, z której zamawiałaś słownik 😛