Odwiedzając nowe miejsce zawsze znajdziemy coś co nas tam zaskoczy, zdziwi a bywa, że wprawi w osłupienie lub zniesmaczy. Niesiemy swoje wyobrażenie o tym jak powinno się ubierać, zachować przy stole, funkcjonować w rodzinie czy bawić na weselu. Nawet mając w głowie zakodowane widełki z różnymi wariantami danej sprawy – powiedzmy jak wyglądają środki transportu w mieście – to i tak są to tylko widełki czyli to „od-do” co mieści nam się w głowach. Codzienność do jakiej jesteśmy przyzwyczajenie wrasta w nas bardziej niż sądzimy. Kieruje naszą oceną sytuacji, miejsca, wyrabia nawyki. To nie jest złe, raczej normalne. Nic nadzwyczajnego do momentu, w którym znajdziemy się tam gdzie nasze przyzwyczajenie mija się z tym co nas otacza.
Gdy przyjechałam do Austrii byłam z jednej strony przygotowana na inność a z drugiej nie sądziłam, że może ona dotyczyć bardzo zwyczajnych spraw.
Pierwsze zdziwienia nastąpiło pewnej niedzieli tuż po przyjeździe. Zapomniałam o kilku podstawowych rzeczach podczas zakupów.
Bez chleba da się żyć, ale bez kawy nie!
Co za problem!
Sklepy niedaleko – wystarczy zrobić mały spacerek i będzie mała czarna w filiżance!
Zakupy w niedziele?
Zapomnijcie, nie w Austrii.
Tu sklepy są zamknięte – w końcu mamy weekend i każdy chce coś z niego mieć, handlowcy również.
Wiem, że w Polsce toczy się dyskusja nad zamykaniem sklepów w niedziele. Sama słyszałam wiele oburzenia polskich znajomych, pieniących się prawie ze złości, że chce im się odebrać prawo do decydowania o tym jak spędzą niedzielę a chcą ją spędzić rodzinnie na zakupach. W tygodniu nie mają czasu bo pracują, bo to czy tamto.
Przyznaję, że chociaż sama będąc jeszcze w Polsce starałam się nie robić zakupów w weekendy, by mieć trochę wolnego od pracy, sklepów i codzienności to jednak zdarzało mi się błądzić po markecie z koszem zakupowym. Było tak zwłaszcza wtedy, gdy trzeba było jakiś projekt gonić po kilkanaście godzin dziennie i zwyczajnie nie starczało czasu na nic poza pracą i spaniem.
Brr!!! – nigdy więcej takiego kieratu.
Otwarte markety – wygodne!
Łatwiej być szczurem w wyścigu, mrówą w korpie i zarabiać kasę, którą w wolnym dniu wyda się na zakupach.
OK – trochę przerysowuję.
Dzisiaj, po tych kilku latach życia w kraju gdzie zakupów nie zrobisz w niedzielę wiem, że całym sercem jestem za takim rozwiązaniem. To bywa kłopotliwe przez kilka pierwszych tygodni ale jak zwykle do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja.
Wystarczy odrobina przeorganizowania zakupów w tygodniu a nagle robi się wolny dzień. Taki, którego nie przeżyjemy w centrum handlowym ani pracy.
No tak, ale co wtedy robić – niektórzy mogą mieć problem bo schemat praca-zakupy-dom mocno wkodowano w dzisiejsze społeczeństwo.
Zmiana myślenia i działania w sprawach zaopatrzenia lodówki naprawdę nie boli i nie wymaga wielkiego poświęcenia. Spacer zamiast po alejkach handlowych może przecież odbyć się w parku. Tam nawet przyjemniej. Zjeść można na mieście nadal, ale niekoniecznie w fast foodzie w tej czy innej galerii handlowej.
Dla kompletnie zapominalskich czy wracających po długiej nieobecności w domu Wiedeń nie zamyka do końca możliwości kupienia czegoś do zjedzenia, środków czystości czy rzeczy tak niezbędnej jak papier toaletowy. Działają sklepiki przy stacjach benzynowych.
Tak, wiem nie są to markety z pełnym asortymentem, ale na przetrwanie jednego dnia da się tam zrobić zakupy.
Gdybyście znaleźli się w Wiedniu w niedzielę i koniecznie, ale to koniecznie musieli zrobić zakupy w normalnym sklepie to znajdziecie otwarte sklepy na dworcach i tak np. na Westbanhofie jest Merkur czynny cały tydzień do 23.
Niedziela bez wielkiego handlu to w mojej ocenie nie cofnięcie się wstecz a wprost przeciwnie – odzyskiwanie wolności. Życie to nie tylko zarabianie i wydawanie zarobionych pieniędzy 😉
Jeden dzień w tygodniu gdy trzeba wybić się z tego rytmu przydaje się na pozbieranie myśli, ogarnięcie spraw i spojrzenie z boku na to co robimy z czasem jaki mamy tu na ziemi do wykorzystania.
Ostatnio pomnożyłam sobie 80 lat jakie w mojej rodzinie jest dobrym wynikiem długości życia przez 365 dni w roku i wyszło mi 29 200 dni jakimi teoretycznie dysponuje do zagospodarowania.
To i dużo i mało.
Dobrze te 4 171 niedziel, które w to wchodzą wykorzystać na życie po swojemu, ciesząc się nim ot tak po prostu.
Carpe diem – moi drodzy 🙂
Beata
15 komentarzy
Codzienne życie w Szwajcarii zdziwiło mnie prozaicznymi sprawami. Np gdybym nie witała się z mijanymi ludźmi, zaczęłabym uchodzić za gbura. I to nie dotyczy wyłącznie sąsiadów czy ekspedientki w sklepie. To dotyczy wszystkich.
(Mieszkam w małej miejscowości, w większych aglomeracjach oczywiście wygląda to inaczej)
Także na górskim szlaku – należy koniecznie pozdrowić się.
Z tymi realiami „zapracowani ludzie vs zakupy w weekend” – wcale nie przerysowujesz.
Jeżeli nie zabronią handlu w niedziele, chciałabym żeby nie był to dzień okrutny dla pracowników sklepów. Czy wiesz, że w marketach, właśnie w ten jeden dzień tygodnia, wszyscy pracownicy musza być w pracy po 12h, a nie po 8h jak w tygodniu?
Oczywiście są wyjątki, ale mówimy o większościach, a najwięcej jest supermarketów typu Tesco.
Chciałabym żeby ludzie nauczyli się żyć praktycznie, a jeśli mają z tym problem, nie zaczną prowadzić kalendarz. Zamiast oglądać cały wieczór telewizję, mogliby zrobić coś konstruktywnego. Oszczędzając czas, można go znaleźć na szybkie zakupy w sklepiku niedaleko. Nie trzeba wcale włóczyć się pół dnia po hipermarkecie w ramach rekreacji weekendowej. Ja to wiem, Ty to wiesz – czy to jest rzeczywiście takie trudne?
Ale system nas tak zmanipulował, że gdy przychodzi taki całkowicie wolny dzień i dużo zaoszczędzonego czasu, nagle wpadamy w popłoch, bo co tu robić? oglądać telewizor? A może gapić się w sufit?
W Szwajcarii w niedzielę są czynne tak samo jak piszesz, sklepy przy dworcach i stacjach benzynowych. Ale nie są czynne na okrągło, tak jak w Polsce. Nawet w tygodniu stacje są zamykane, nie ma nocnej zmiany NIGDZIE!
Carpe diem!
Wszystko jest tylko sprawą organizacji życia. Taki dzień bez pracy i handlu wybija z rytmu trzeba pomyśleć. Czasem mam wrażenie, że jako społeczeństwo boimy się zebrać myśli, przeanalizować codzienność. Zatrzymanie się, zmiana rytmu często przeorganizowuje nam listę priorytetów.
A zauważyłaś jak wielu ludzi boi się samotności? Nie potrafią zostać sam na sam z własnymi myślami, myślę, że to spójnik u ludzi zjedzonych przez system.
Ja bym to nazwała strachem przed ciszą. Bywa, ze ktoś lubi być sam ale nie lubi ciszy. Zawsze coś brzęczy mu za uchem; jak nie telewizor to radio czy ma słuchawki na uszach z muzą. Byle nie było ciszy 🙁
Kiedy przeprowadziłam się do Holandii, w niedzielę sklepy były zamknięte. Nie wiem ile razy zdarzyło mi się wybrać do sklepu i pocałować klamkę. Jak już, po kilku latach, przyzwyczaiłam się do tej sytuacji, zaczęto otwierać sklepy w niedziele. Przynajmniej u mnie w mieście. Supermarkety są otwarte od 12 do 18, a inne sklepy do 17. Nie wszystkie sklepy są otwarte, ale większość jednak jest.
Nadal nie chodzę do sklepu w niedziele, ale ja staram się unkać sklepów weekend, bo nie lubię tłoku. 🙂
No właśnie – tłok w marketach, galeriach w weekendy. Życie przenosi się do nich. Smutne.
Żyjąc w Wielkiej Brytanii widzę jak ludzie zapomnieli o idei weekendu, konsumpcjonizm i zakupy jako hobby. Zamknięcie marketów w niedziele na początku pewnie by ich dobiło ale i może uratowało ich życie rodzinne i społeczne,które pomału obumiera. Ja sama pamietam jak w moim rodzinnym domu unikało się zakupów w niedziele, tak samo jak cięższych prac. Nawet nie ze wzg religijnych ale jak to mówili moi rodzice – to jest dzień odpoczynku.
I dobrze,ze możesz odpoczywać
Zmiany jakie przynosi model życia, w którym dominują zarabianie i wydawanie kasy nie rokuje nam jako społeczeństwu dobrze. Ten odpoczynek, reset i spojrzenie z dystansu jest konieczny, by się nie pogubić, wiem to z własnego doświadczenia. O równowadze duch-materia już nawet nie wspominam, bo w dzisiejszym modelu życia prawie nie ma czasu na rozwój tej pierwszej sfery.
Mnie to już nie zdziwiło, bo wcześniej, przed przeprowadzką do Wiednia, mieszkalam w Szwajcarii, gdzie to wygląda podobnie 🙂
Bardzo mi odpowiada ten zwyczaj 🙂
Myślę, że duże zakupy spożywcze, higieniczne itp w niedzielę to właśnie sposób na samotność i brak innych rzeczy do zrobienia… mój mąż pracuje od 7:30 do 19, wraca przed 20, ja wracam do domu o 17, małe dziecko itp. Zawsze zdążymy zrobić zakupy w tygodniu bo niedziela to dzień święty dla nas… W niedzielę możemy kupić lody albo ciasto 🙂 Sporadycznie zdarzały się jakieś pilne zakupy, typu mąka do ciasta czy pieluchy itp.. Mamy oczywiście większe grzeszki na sumieniu, bo dwa razy (!) w ciągu 9 lat kupilismy w niedzielę sofę i coś jeszcze tak dużego ;). Niestety wymagało to długiego spaceru po dużym sklepie, na który brakło czasu w tygodniu, a musieliśmy być oboje… Popieram zakaz handlu, nie ma co panikować. W Hiszpanii też nie mogliśmy niczego w niedzielę kupić. U nas w piątek była taka panika w sklepach, że zastanawiałam się, czy idzie głód czy wojna od soboty… Przecież to tylko jeden dzień… I są otwarte inne sklepy.
Mam nadzieję, że ludzie zamiast walczyć do upadłego o to by mogli funkcjonować jak maszynki zarabiające i wydające pieniądze bez chwili zatrzymania, docenią w końcu wybicie z tego rytmu. Wykorzystają ten dzień inaczej 🙂
ja właśnie jestem w wiedniu, i 17 a tu wszystkie spożywczaki pozamykane i to bez żadnej informacji. obszedłem okolice głównego dworca więc chyba nie zadupie jakieś. ktoś coś wie?
15 sierpnia jest dniem świątecznym w Austrii, podobnie jak w Polsce. Wszystko – nie tylko handel, działa jak w dni wolne i święta.
Hejka, muszę dodać i warto o tym wspomnieć że bardzo dużo małych sklepików prowadzonych przez np Turków jest w niedzielę otwartych. Warunek jaki muszą spełnić to tzn prowadzenie gastronomii,, w rezultacie wyglądało to tak że w ich sklepikach pojawiały się dwa krzesełka i stolik i to w zasadzie pozwalało im prowadzić interes również w niedzielę. Jak widać nie tylko Polak potrafi. Całuski