Sen, który do mnie powraca, to sen o domu babci.
Wraca do mnie od lat. Śnie że muszę wrócić do domu, domu mojej babci. Wkoło mnie dzieją się dziwne rzeczy, krążą ludzie z przeszłości, a ja staram się wejść do kuchni w której babcia smażyła pączki. Każde jej urodziny, to były stosy pachnących, świeżych pączków.
W moim śnie babci już nie ma. Odeszła wiele lat temu.
Jest dom, ale jego tak naprawdę też już nie ma. Sprzedany lata temu.
Miejsce, zapachy, ten dziwny zielony kolor na ścianach kuchni, upstrzony białym wzorem tysięcy różyczek, istnieją już tylko w mojej głowie.
Albo może istnieją jeszcze w jakiejś równoległej rzeczywistości, która mnie nawiedza w snach.
Nie wraca do mnie, gdy chcę o nim pamiętać. Pojawia się zawsze wtedy, gdy mają przyjść zmiany, zaczynam nowy rozdział.
Zmiany bywają różne, często pociągają za sobą przeprowadzki.
Kolejne pakowanie pudeł, emocji, wspomnień i otwieranie ich w nowej czasoprzestrzeni, jaką mi przynosi życie.
Wiele razy zastanawiałam się, co ten sen znaczy.
Dzisiaj siedząc z kubkiem imbirowej herbaty doznałam oświecenia.
To dziwne, jak trudno czasem dostrzec, to co leży przed samym nosem.
Staram się odnaleźć miejsce i czas gdy miałam dom.
Dom, to szerokie pojęcie.
To nie tylko ściany, meble czy bibeloty, po poprzednich pokoleniach. To ludzie, rodzinne rytuały, przyzwyczajenia. To co daje nam tę tożsamość i korzenie, zawsze jednak jest jakoś związane z konkretnym miejscem, miejscami.
O ile to pierwsze, mam dość mocno wytłoczone w sercu, umyśle. To korzeni jakie daje dom nie mam od bardzo dawna.
Ot, po maturze ruszyłam w świat po naukę, a później były już tylko stancje, wynajmowane pokoje, mieszkania.
Życie na walizkach.
Tak pomalutku, ale ciągle przemieszczałam się w przestrzeni. Ten ciągły ruch nie pozwala na zapuszczenie korzeni.
Czy da się żyć bez nich?
Na pewno da, przez jakiś czas.
W którymś momencie staje się to trudne. Zaczyna czegoś brakować.
Przynajmniej mnie zaczyna.
Patrzę na bliskie mi osoby, które mają swój mikrokosmos, zbudowany w jakimś miejscu od wielu, wielu lat. Otaczają ich te same, znajome twarze, życie pulsuje wkoło znanych rytuałów.
Toczy się cykl, za cyklem.
Gdy czasem, na krótko, jestem częścią ich wrośniętego w miejsce świata, łapię oddech, ale po kilku dniach, tygodniach, zaczyna mnie gdzieś gnać.
Hm…
Ktoś powiedział, że ludzie są jak drzewa, potrzebują korzeni, pewnej miary stabilizacji,
Chyba jestem trochę jak taki tumbleweed.
Kulasty krzaczor z westernów, który turla się po pustyni, przed siebie, dokąd go wiatr poniesie.
Czasem zatrzymuje na chwile, zieleni i znowu gdzieś przemieszcza w przestrzeni, emocjach, celach.
Ciągle w drodze.
9 komentarzy
Może to czas na zmiany?
Ja wierzę w sny, coś w nich jest.
Zmiana faktycznie idzie, ale wymaga mojej wytrwałości i kilku decyzji.
Na razie o tym cicho sza 🙂
Mnie też czasem nawiedzają sny, które coś konkretnego oznaczają. Warto się wtedy na chwilę zatrzymać i pomyśleć nad tym, co chcą nam przekazać.
Kilkanaście miesięcy temu miałam w życiu pewną sytuację, po której nagle poczułam się bezdomna, bez swojego miejsca na ziemi. I chociaż miałam gdzie mieszkać, to brakowało mi miejsca, które mogłabym nazwać domem. Miejsca, do którego zawsze mogłabym wracać, gdyby było źle. Dzisiaj nadal nie mam tego domu, ale wiem, że jestem coraz bliżej znalezienia go.
Aleksandro, rozumiem co czujesz. Między innymi sytuacja podobna do tej o której piszesz, nauczyła mnie mieć dom w sobie.
Dziwnie to brzmi ale tak jest.
Taki bez stałego adresu, lokalizacji na mapie.
Miałam kiedyś cytat z Martina Bubera jako moje prywatne motto życiowe „prawdziwe życie jest spotkaniem.”
Dzisiaj powiedziałabym , że „życie, to spotkania w drodze”.
to moze byc zapowiedz lub sygnal pragnien zmiany i zbudowania domu, korzeni, bazy. Moze juz blisko? To nie przypadek chyba ze sni sie Babcia. Mysle ze jest blisko ze czuwa …zycze Aleksandro/Olu znalezienia tego domu w pelnym tego slowa znaczeniu, wiem jakie to wazne z wlasnego doswiadczenia emigrantki. Pozdrawiam serdecznie – Malgosia, Brisbane.
Ja wtedy zaczynam widzieć trzynastki. Zewsząd – z zegara, adresu, cen w sklepie. Gdzie nie spojrzę, tam 13. Wtedy wiem, że nadchodzą wielkie zmiany. Jak już troszkę uwiję nowe gniazdko, znów trzeba myśleć o przeprowadzce. Im bardziej marzę o zapuszczeniu korzeni, tym częstsze zmiany. Czasem myślę, że to jakieś przekleństwo, ale widzę, że nie jestem sama 🙂 Pozdrawiam!
Witaj w klubie „Niekończących się przeprowadzek” 🙂
Bohaterka „Czekolady” – znasz? Zaczynał wiać wiatr, ona pakowała się i zmieniała mijesce zamieszkania. Jest druga część tej historii, niesfilmowana. Bohaterka wskutek wydarzeń i zmiany swojego wnętrza pomimo wiatru, zostaje… Nie wiem, czy to dobrze, ale już się niczego nie obawia – to chyba dobrze?
Znam, nawet polecałam jako jeden z moich ulubionych filmów http://viennesebreakfast.com/3-filmy-kino-niekoniecznie-babskie/
Jaki jest tytuł ciągu dalszego?
Chętnie przeczytam.
Strach bywa zły i dobry. Zależy. Gdy przejmuje nad człowiekiem kontrolę, jest tragicznie. Myślę, że dobrze jest nie tyle nie bać się niczego, co umieć stawić czoło swoim lękom.