Nostalgia mnie dopadła.
Nostalgia kulinarna.
Chyba każdy ma takie smaki z dzieciństwa, które nie opuszczają go, mimo upływu lat. Smakom tym towarzyszą wspomnienia.
Ech….
Rodzinne przepisy przekazywane z pokolenia na pokolenie i….nagle przepadają.
Są takie, których już się nie odzyska, bo nigdzie nie były zapisane, żyły tylko w pamięci ludzi.
Tak bezpowrotnie przepadł smak chleba, który piekła moja babcia.
Szkoda. Próbowałam go metodą prób i błędów odtworzyć, ale poniosłam klęskę
Na pewno, jednym z sekretów, tego babcinego chleba było to, że piekło się go w prawdziwym piecu chlebowym, a nie w piekarniku.
Jak każdy przepis rodzinny, miał ów chleb również – jakiś dodatek, ciut inną babciną proporcję, swój sekretny składnik, który był przekazywany jedynie ustnie, następnemu pokoleniu kobiet w rodzinie.
Niestety o to jak upiec babciny chleb, nikt nie pytał.
Po co?
Chleb kupowało się w piekarni.
Do niedawna sama kupowałam w piekarni. Niedaleko jest mała austriacka piekarnia, taka z naprawdę pysznymi chlebami…ale to jednak już nie to, co babciny.
Postanowiłam pozbierać smaki, które wryły się w moją duszę i spisać przepisy.
Oj, jest tego całkiem sporo.
Pączki babcine z trzema nadzieniami; sernik mamy, mokry, ciężki i rozpływający się w ustach; orzechowa nalewka dziadka – by dostać kieliszeczek tego smakołyku, trzeba było mieć problemy żołądkowe lub trafić na dobry humor dziadka; likier wiśniowy, taki prawdziwy na niedrylowanych wiśniach; pigwówka marzenie, którą się dodawało do herbaty; ciasto z kruszonką na czarnej porzeczce i wiele, wiele innych smakowitości.
Ech…
Zgłodniałam od tego wspominania.
Brak komentarzy