Wiedeńskie bale — to o nich dzisiaj opowiem wam co nieco. Są już legendą. Bywają marzeniem nie jednej osoby odwiedzającej miasto.
Alles Walzer! – to zaproszenie na parkiet i niemal komenda „Wszyscy do walca!”
W Wiedniu odbywa się ich rocznie ponad 450. Stolica Austrii to mocno balowe i roztańczone miasto.
Tutejsze bale noszą ciągle rys dworskości. Strój balowy to obowiązkowo długa suknia wieczorowa dla pań, a panowie pojawiają się na nich w smokingach lub frakach. Trzeba też bardzo uważać na dodatki, by przysłowiowa słoma nie wyszła z butów, gdy na ręku błyśniemy najdroższym zegarkiem, walcując po parkiecie. Takie faux pas wbrew pozorom łatwo popełnić na wiedeńskich balach, bo tu nadal kochają ceremonie rodem jeszcze z czasów cesarstwa.
Uroczyste otwarcie balu odbywa się oczywiście starannie przygotowanym pierwszym tańcem, który jest znany każdemu, kto był na studniówce. Tak, wiedeńskie bale zaczyna się polonezem. Jest to „Fächer-Polonaise” opus 525 skomponowanego przez Carla Michaela Ziehrera. Dopiero później wiruje się w walcu. Bale oczywiście są też ubogacane innymi tańcami, wszystko zależy co to za bal.
Jednak łączy je jedno – płaci się za wejście dość słono, bo od kilkudziesięciu euro do kilkunastu tysięcy.
Wracając do bali, to organizują je różne towarzystwa, grupy zawodowe, są oczywiście i bale organizowane na cele dobroczynne – cóż może być lepszego, gdy człowiek się wybawi a ma przy tym czyste sumienie, że balował w imię słusznej sprawy.
Tak, była tu kropla sarkazmu, bo jakoś nie rozumiem tej koncepcji imprezy dobroczynnej kosztującej masę kasy (kiecka, buty, dodatki, makijaż, fryzjer, wstęp, transport na oraz z imprezy — bo metrem raczej się nie wraca w takich ciuchach), na której zbiera się datki wysokości procenta kosztów jej organizowania.
Niechże balanga zostanie dobrą zabawą a dobroczynność i pomoc bezinteresownym oddaniem rzeczy czy grosiwa potrzebującym. Lubię prostotę i klarowność w życiu, otoczeniu, działaniu.
Wracając do wiedeńskich bali to bez wątpienia najbardziej znanym i medialnym jest ten w Operze, ale to nie on uchodzi za najbardziej ekskluzywny.
To bal, który organizują Filharmonicy Wiedeńscy — Wiener Philharmoniker jest numerem jeden. Oczywiście przy otwarciu możesz tam usłyszeć grających gospodarzy.
Najsłodszy jest Bal Cukierkowy. Za ten z najlepszym klimatem, najbardziej nastrojowy uchodzi Bal Właścicieli Kawiarni – Kaffeesiederball.
Wiedeńska tradycja balowania, dzisiaj tak powszechna, oczywista, ma swój początek 206 lat temu.
Po pokonaniu Napoleona Europa musiała ustalić nowy porządek a w sumie przywrócić stary, bo owocem dziesięciu miesięcy kongresu było uznanie nienaruszalności praw dynastii do tronów im przypisanych.
Postanowiono też zwalczać w zarodku i tłumić wszelkie ruchy demokratyczne, republikańskie i narodowe. Chciano niejako cofnąć czas do tego sprzed rewolucji francuskiej.
Ostatnie ćwierć wieku pokazały, że tron może mieć wroga w pospólstwie, a nowym człowiekiem na nim zasiadającym może być ktoś praktycznie znikąd — jak Napoleon.
Do Wiednia zjechać miało 100 tysięcy ludzi z całej Europy, w tym głowy koronowane, książęta i politycy.
Obrady odbywały się jednak głównie na balach i wszelkich rautach do czerwca 1815 roku. To tam ustalano i dopinano porozumienia oraz układy. O jednym z przyjęć jakie miały wtedy miejsce, którego organizatorka miała na imię Fanny, wspominałam, pisząc o pierwszej choince w Wiedniu. Był to ciekawy czas.
Jakkolwiek to dziwnie brzmi, balowe ustalenia na Kongresie były całkiem skuteczne, bo w sumie nowy porządek utrzymał się z małymi perturbacjami do wybuchu I wojny światowej. Bale zaś weszły w krew Wiedeńczykom na dobre i kultywują tę tradycję po dziś dzień.
Wiedeńskie bale budzą sporo emocji.
By nie było tak słodko z tymi balami, zdradzę, że są też organizowane antybale, a przed niektórymi wielkimi oficjalnymi balami, ulice zapełniają protestujący.
Na przykład w 2017 roku najwięcej protestów wzbudził Wiener Akademikerball.
Przed Hofburgiem gdzie był organizowany, zgromadziło się około 2800 protestujących. Nazwa balu trochę wprowadza w błąd, bo jest to w sumie impreza FPÖ, czyli mocno prawicowej prawicy austriackiej. Protestowali zaś ci ze skrajnej lewicy. Policja nauczona doświadczeniem ze starć tych dwóch końców austriackiego politycznego kija, nawet przy okazji balu zgromadziła takie siły, że było prawie 1:1 w stosunku policja do protestujących.
Na krzykach i machaniu transparentami się skończyło.
Na zakończenie pewna ciekawostka związana z austriackim karnawałem.
W Austrii to czas wielkiego pożerania pączków nazywanych tu Krapfen, Pfannkuchen i Faschingskrapfen.
W karnawale zjadają ich Austriacy około 100 milionów, co daje 13 sztuk na osobę.
Przyznasz, że to niezły wynik :)
Sezon balowy nie jest tu ograniczony do karnawału.
Beata
Brak komentarzy