Dawno temu, gdy byłam dzieckiem, miałam wielki i gruby album ze znaczkami pocztowymi. Nie były to rzadkie i cenne filatelistyczne okazy. Nie były wiele warte. Były to zwykłe znaczki, które wtedy można było kupić na każdej poczcie.
Niektóre dostałam od znajomych rodziców i rodziny, kilkanaście było odklejonych nad parą z listów i kartek, jakie dotarły do nas i sąsiadów z dalekich stron. Ich wartość była jedynie sentymentalna i symboliczna dla dziecka. Czułam się jednak jak wytrawny kolekcjoner.
Najważniejsze dla mnie było, by znaczek miał wszystkie ząbki i nie był rozdarty.
Uszkodzenia czasem były trudno dostrzegalne.
Brak pewności czy z moimi zdobyczami wszystko jest w porządku, budził mój niepokój. Pewnego dnia tata wręczył mi lupę.
To nie było profesjonalne szkło filatelisty czy nawet dorosłej osoby, bawiącej się w podglądanie mrówek, a zwykła lupka, oprawiona w szary plastik.
Miała jednak prawdziwą, szklaną soczewkę, co powodowało, że powiększała całkiem nieźle.
Ileż ona dawała mi radości, pozwalając spojrzeć wyraźniej na moją kolekcję.
Najpierw szukałam rozdarć i uszkodzonych ząbków, ale z czasem zaczęłam znajdować inne wady na moich cudownych znaczkach, niedostrzegalne, które znajdowały się na stronie gdzie był klej. Te nowe wady nie zmieniły wartości mojej kolekcji, ale moje spojrzenie na nią się zmieniło. Straciła w moich oczach, nie była idealna, bo odkryłam ukryte wady, uszkodzenia.
Lupa zmienia perspektywę patrzenia, czasem ją wykrzywia.
Nie mam już znaczków, ale w pudle z pamiątkami jest ukryta tamta stara lupa, którą dostałam od taty.
Dzisiaj często używam innego szkła powiększającego, przez które uważnie oglądam siebie, swoje działania, ich motywy, skrywane przed światłem pragnienia, oceny, strachy i marzenia.
Nie zawsze to, co widzę podoba mi się. Daleka jestem od ideału.
Mam czasem niewyparzony jęzor, brak mi poprawności politycznej, ponieważ lubię nazywać rzeczy po imieniu. Kiedyś usłyszałam, że potrafię być delikatna jak wojskowa pobudka – więc całkiem na poważnie, daleko mi do ideału.
Jest jednak jedna cecha, której boję się bardzo, której nie chcę nigdy u siebie znaleźć i z którą postanowiłam iść na wojnę, gdy tylko wychyli łeb w mojej obecności u innych.
Tą cechą, tym paskudnym monstrum, które niesie zniszczenie i śmierć jest pogarda.
W niedzielę wypełzła i wydała owoce w Gdańsku. Dzisiaj rozlewa się po forach, mediach i w rozmowach. Była tam i wcześniej, jednak czasem ją ignorowałam, czasem umniejszałam sile zniszczenia jakie niesie, czasem reagowałam, a czasem sama nią obrywałam, nie pasując do czyichś wyobrażeń.
Sporo mówi się dzisiaj o mowie nienawiści, agresji, ale według mnie to są tylko widoczne, dojrzałe już owoce pogardy.
Nienawiść wynika często z poczucia niskiej wartości, jest dojrzałym owocem zazdrości. To prawda, że może nieść śmierć i zniszczenie, jednak to tylko blady cień pogardy.
Pogarda ma swoje korzenie w wysokim poczuciu własnej wartości, niezwykłości i wyjątkowości.
Wszystko, co jest poza osobą, w której ona rozkwita, nie jest godne szacunku, uwagi, a nawet życia.
Pogarda nie polemizuje z inaczej myślącymi, nie kłóci się. Ona obrzuca błotem, życzy śmierci i niesie ją dosłownie lub niszcząc człowieka psychicznie.
Inny ubiór, język, poglądy, wiara w coś więcej niż świat materialny lub jej brak, miejsce urodzenia, wykonywany zawód, pochodzenie czy poglądy przodków, bycie leworęcznym, chorym lub szpetnym w jej oczach, to wszystko kwalifikuje do grona osób niegodnych żyć obok kwitnącej pogardy, oddychać tym samym powietrzem a w końcu niegodnym do życia.
Zgoda na jej obecność w mediach, polityce, życiu jakie mnie otacza, to kręcenie sobie samej sznura na stryczek. Mała mrówa jestem i niewiele mogę, ale mam takie marzenie, by to, co robię, mówię, piszę, niosło prosty przekaz: „żyj i pozwól żyć innym”.
Od niedzieli na nowo w mojej głowie cały czas słyszę szeptaną „Modlitwę o wschodzie słońca”, której słowa złożył 39 lat temu Natan Tenenbaum.
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz, niech się ziści.
Niechaj się wola Twoja stanie,
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy, Panie.
Beata
W moim alfabecie były już litery:
1 Comment
Jedna z najpiękniejszych myśli które przeczytałem, które plączą mi się w głowie w moim nieuporządkowanym emocjonalnie życiu