Alfabet to cykl tekstów na różne tematy, zazwyczaj z Austrią i emigracją w tle. Przeglądając teksty do publikacji na blogu czekające, by wreszcie przedstawić Ci kolejne opowieści o Austrii i Wiedniu doszłam do wniosku, że brak mi opowieści-klamry spinającej czas przed kwarantanną i ten, który nadchodzi. Litera „n” dobrze wypełni tę lukę.
Nowe
Nie oczekuję, że będzie jak trzy czy cztery miesiące wcześniej. Od marca zaszły zmiany w nas, bo izolacja zmusza do uważnego przyglądnięcia się temu, co tak naprawdę jest nam potrzebne do życia, szczęścia i spełnienia. Odkrycia mogą być zaskakujące, ale nie muszą.
Zmiany zaszły także poza nami w gospodarce. Kryzysy gospodarcze przychodzą i odchodzą co jakiś czas. Bywają mniej i bardziej dokuczliwe dla normalnego człowieka, jednak o tym, który stoi tuż za rogiem wiemy nadal mało. Nie dlatego, że nie da się go jeszcze opisać liczbami, bo te są już wyraźne w ilości nowych bezrobotnych, bankructw czy strat firm. Media, a przynajmniej ogromna ich większość są niestety nadal zbyt zajęte sianiem paniki, podtrzymywaniem chmury strachu „za chwile wszyscy zachorujemy, pewnie umrzemy” i brakiem rzeczowej analizy sytuacji.
Czy naprawdę świat stanął i nic się nie dzieje na całym globie poza zachorowaniami mającymi związek z tym jednym paprochem?
Niemoc
Czułam ją, gdy nie mogłam dostać moich tabletek, które są z tych koniecznych. Było to na początku kwarantanny. Nie robiłam wielkich zapasów, bo i po co skoro były zawsze w każdej aptece praktycznie w całej Europie. Nagle okazało się, że nie ma ich nigdzie. By je wyprodukować, potrzebne są chińskie fabryki i laboratoria. Zastępczych nie ma, bo nie były potrzebne — przecież mamy globalizację i to działa, i tak jest taniej.
Później okazało się, że nie tylko ja i nie tylko z tym lekiem mam taki problem. Zaczęło brakować różnych rzeczy, które szły na cały świat z Chin.
Globalizacja działa?
Serio?
Nauczył nas ten paproch czegoś o gospodarce?
Oby!
Natura
Natura próżni nie lubi, więc mam nadzieję, że mniejsi i więksi producenci dóbr wszelakich poszli po rozum do głowy i sprowadzą do Europy znowu produkcję, bo kontynent w kryzysie gospodarczym dobrym rynkiem zbytu nie jest.
Na tej całej kwarantannie bez wątpienia zyskała natura. Ciszej, czyściej, przytulniej zrobiło się wszędzie. Nagle okazało się, że nie ma potrzeby, byśmy prawie codziennie robili jakieś zakupy, albo jak małe nerwowe żuczki bez ustanku podróżowali, wozili swoje cztery litery w tę i z powrotem, nawet tylko na chwilę, po to, by rozłożyć kocyk na plaży na drugiej stronie globu.
Trochę martwi mnie ostatnio ilość maseczek i rękawiczek walających się tu i tam. Przepisy, zalecenia, nakazy – każdy kraj, czasem region ma tu swoje pomysły co do tego, kiedy je nosić, a kiedy nie. Tak jak ustala dystans mający dzielić ludzi, by było bezpiecznie i paproch nie przeskoczył z człowieka na człowieka. Dla jednych to 1 metr dla innych 1,5 a co gorliwsi nakazują 2 metry oddalenia. No i nie dobrze jest pytać o sens tych nakazów, na jakiej podstawie je wydumano, a już broń cię koronko koniakowska przed otwarciem dzioba, by zapytać, do kiedy mają obowiązywać.
Podobno to głupie pytania.
Nie ma jednak głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Czasem ludzie boją się tych „głupich pytań”, bo są niewygodne, bo nie znają na nie odpowiedzi, a jedynie bezrefleksyjnie powtarzają to, co usłyszeli.
No cóż, producenci maseczek zarabiają, nad utylizacją zużytych jakoś nikt się nie pochyla.
Nad tą lawiną groźnych śmieci, które są siedliskiem bakterii, wirusów, grzybów i jedynie inne mikroby wiedzą czego jeszcze. Nawet waleczna nastolatka z warkoczykami nie widzi tego problemu.
„Dziwny jest ten świat” jak śpiewał Niemen, a odkrywał tę dziwność w swoich reportażach Waldemar Milewicz. Zginął 16 lat temu w Iraku. Pokazywał świat nieco inny niż ten z pierwszych stron wielkich światowych mediów. Pamiętasz go?
Życie nauczyło mnie, że świat zawsze jest inny niż to, co stawiają mi wielkie media przed oczami. Wierzę w to, co widzę czy sprawdzam, co tak naprawdę widzę – to pytanie stawiam sobie od lat raz za razem, gdy coś rozgości się za mocno, za głośno na pierwszych stronach gazet, portali, w czołówkach wiadomości.
Narwal
Jednorożce dla nas to mityczne, bajkowe stworzenia, których ziemia nigdy nie nosiła. Nie mogła, bo przecież nikt nie widział takowego, a przynajmniej nikt z współczesnych, bo tylko na sobie lubimy polegać. No wiesz, my wykształceni, oczytani, bywali, wiemy wszystko i widzieliśmy nie jedno. Jednak rogi jednorożców goszczą w muzeach, zdobią skarbce.
Dwa najcenniejsze skarby Habsburgów to agatowa misa uznawana za Graal (Achatschale) – tak, tego do którego miano zebrać krew umierającego na krzyżu Jezusa i okazały róg jednorożca (Ainkhürn). To nie jedyny skarb związany z jednorożcem w skarbcu cesarskim. Kawałki tego cennego i cudownego według wielu przekazów rogu są także częścią berła i miecza. Zobaczysz te cztery przedmioty klikając TU.
W to, że jednorożce chodzą po ziemi, wierzyli ludzie przez tysiąclecia, chociaż niekoniecznie wyobrażali je sobie jako mlecznobiałe konie z rozwianą długą grzywą. Częściej były czymś pomiędzy bykiem, koniem i antylopą.
Prawdę mówiąc, jednorożec chodził jednak po ziemi. Był potężny, a jego róg masywny i wielki. Nazywał się elasmoterium i był czymś podobnym do dzisiejszego nosorożca tyle, że nosił się jak hippis – cały był pokryty długimi włosami. Kiedy wymarł, nie wiadomo dokładnie, ale stawia się na czas wymierania wielkiej fauny, która wędrowała po Eurazji w czasach zlodowaceń i między nimi. Obstawia się, że +/- 10 000 lat temu zniknął z ziemi.
Czy to możliwe, by ludzie zapamiętali tego olbrzyma z jednym rogiem aż do czasów nam współczesnych?
Ja wierzę w siłę przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieści. Co prawda po tysiącach lat masywne elasmoterium stało się smuklejsze, jednak róg na środku głowy pozostał.
Miał ów róg mieć cudowne właściwości wykrywania trucizny i to dlatego był tak poszukiwany i ceniony przez wszystkie koronowane głowy, wodzów i tych, którzy mieli wiele z władzy i majątku do stracenia, gdyby ktoś chciał zająć ich miejsce niekoniecznie w sposób uznany za właściwy i zgodny z prawem.
Czy róg elasmoterium wykrywa trucizny, nie wiadomo.
Z tego co wiem, nikt nie przeprowadził takich badań na odnajdowanych szczątkach tego stworzenia. Najprościej roześmiać się i skwitować pomysł takich badań głupota, bo przecież to bajki i zabobony. Ja jednak nie ufam takim śmieszkom, którzy wiedzą wszystko i wolę sprawdzać.
Jeszcze nie tak dawno temu śmiano się z okładania ran plastrem ugniecionym z chleba i pajęczyny, bo to zabobon starych bab. Nikt wykształcony przecież nie wierzy w moc nici pająka, a jednak moc swoją ona ma, a nawet moce. Kto wie, może i róg wymarłego olbrzyma je ma.
Kupcy i śmiałkowie poszukujący rogów jednorożców musieli udać się w dalekie kraje. Ich wyprawy czasem trwały latami. Jednak gdy zdobyli już upragniony towar, wiedzieli, że są ustawieni finansowo na długo.
Jest tu jednak mały haczyk, o którym wiedzieli wszyscy poszukujący rogów jednorożca i myśliwi polujący na owe stworzenia. Nie informowali o tym licznych klientów chętnych zapłacić krocie za bezpieczne życie wolne od trucizny.
Poszukiwacze jednorożców ruszali na daleką północ. Zwierzaków szukali nie na zielonych pastwiskach, nie w tajdze czy tundrze a w zimnych arktycznych wodach.
Narwale stały się ofiarą polowań na jednorożce. Co prawda mają na głowie ozdobny róg, który właściwie jest przerośniętym zębem. Z mitycznym czy też prawdziwym, ale dawno temu wymarłym ogromnym nosorożcem pewnie się nigdy na oczy nie widziały.
Rogi jednorożców były kupowane w całości, kawałku lub w postaci odrobiny startego na proch pyłu, przez wielkich tego świata, tych średnich i nie tak bogatych oraz wszystkich, którzy chcieli czuć się bezpieczni.
Czy ząb narwala ma moc?
Wszystko ją ma, gdy w to uwierzymy. Efekt placebo bywa błogosławieństwem dla chorych i cierpiących. Ludzie czujący oddech śmierci na karkach łatwo przyjmują oferowane wybawienie, nie wnikając w to, czy oferuje się im cenny, jednak bardzo trudno osiągalny lek, czy drogi, wyglądający na oryginalny wykrywacz trucizny. No właśnie, wyglądający na oryginalny, ale przecież nikt z nich nie widział oryginału. Ostatnimi, którzy spotkali elasmoterium, byli pewnie paleolityczni myśliwi.
Wieść jednak niosła się przez wieki, tysiąclecia i kontynenty, że róg jednorożca ma cudowne moce. Na wiarę przyjmowano ten przekaz i robiono wszystko, by zdobyć chociaż kawałek cennego wyrostka.
Wątpię by nawet najmożniejszy człowiek tego świata, który kupował róg jednorożca, zadał sobie trud i sprawdził dokładnie drogę, jaką on trafił w jego ręce.
Zadawanie trudnych pytań o róg, sprawdzanie kupców, pośredników i myśliwych, uznawano pewnie za te z rodzaju głupich.
Niezapominajka
Niezapominajka to mały niebieski kwiatuszek, do którego pasuje słowo skromy. Ma jednak coś takiego w kolorze, że trudno to maleństwo przegapić. Niemiecka jej nazwa to Vergissmeinnicht, a znaczy to tyle, co „nie zapomnij o mnie“ – jak ostatni wers wiersza Marii Konopnickiej o tym maleńkim niebieskim kwiatuszku. Kilka kwitnie właśnie u mnie w ogródku.
Patrzę na nie i myślę, o czym mam tej wiosny nie zapomnieć, o czym chcę pamiętać.
Na pewno o tym, że można podróżować bez granic, witać się z ludźmi serdecznie przytulając do nich, spotykać z rodziną i przyjaciółmi, gdy mamy na to ochotę, a nade wszystko dokładnie sprawdzać to, co głośno powtarzają media i politycy. Nie chcę dać sobie sprzedać rogu, który jest zębem, który nie widział zielonych łąk i lasów, za to nurkował w lodowatych arktycznych wodach.
Agatowa misa i ząb narwala uznane za Graal i róg jednorożca w połowie XVI wieku zostały oficjalnie uznane za „unveräußerlichen Erbstücken des Hauses Österreich” – niezbywalne pamiątki austriackiego rodu Habsburgów. Tak wiem, nie ma w oryginale słowa „Habsburgów“, ale takie tłumaczenie jest lepsze, by oddać sens użytego tu słowa „das Haus“ – to właśnie o ród Habsburgów chodzi a nie dom z cegły i kamienia. W praktyce znaczyło to, że nie można ich było sprzedać ani dziedziczyć poza główną linią rodu, która zasiada na tronie. Stały się własnością władcy Austrii z rodu Habsburgów.
Cenne, chronione, nabrały wartości symbolu, chociaż nie są tym, za co je uznawano. Dzisiaj nie ma już Habsburga na tronie Austrii, misa i ząb mają swoje miejsce w skarbcu. Są pamiątką przeszłości a dla mnie cenną lekcją.
Kwitnące niezapominajki będą mi już zawsze przypominać dziwną wiosnę, która zaczęła lata dwudzieste tego wieku.
Beata
W moim alfabecie były już litery:
Brak komentarzy